Skandynawska Pętla 2016 – dzień 3 – Preikestolen

Trasa: Lovisenbergveien – Preikestolen – Tjøstheimveien.
Miły hotelik nad zatoką oferuje śniadania oraz nowe spostrzeżenie dotyczące tutejszych zwyczajów. Po posiłku mianowicie wypada zgarnąć resztki do kosza a sztućce włożyć do pojemnika z wodą.
Wytyczona trasa na Preikestolen, czyli norweski „skalny stół” wiedzie tak bardziej z dala od głównej trasy E18 na rzecz lokalnych dróg. Po drodze niesamowite widoki „południowej ziemi”, regionu Sorlandet. Duże wrażenie robi dolina rzeki Otra a potem jazda kanionem rzeki Sira. Strome ściany, po których leja sie nitki wodospadów, jeziora, elektrownia wodna w Tonstad. Jest na czym oko zawiesić. Pogoda zmienna, czasami pada, czasami chmury odsłaniają niebo i nagle z jesieni robi sie ciepłe lato. Zwykle jednak pada.
W trasie kolejny obiadek przerwany koniecznością rozłożenia przeciwdeszczowej plandeki i już zmierzamy do okręgu Rogaland.
Oczywiście największą atrakcja zaplanowana na ten dzień jest skalna ambona Preikestolen. Jeszcze ostatni prom przez Høgsfjorden i parking. Na miejscu ładne domki z trawiastymi dachami, parking i zmiana butów na takie odpowiednie na górskie wycieczki. Popołudniowa pora, tak około 18-tej to znakomity na to czas. Niby późno i większość amatorów widoków już schodzi a jednak nie ma obawy o to że noc zastanie w drodze…
Trasa to 3,8 km odznaczane co jakiś czas na słupkach. Krajobraz jest zmienny, torfowa łąka przedzielona drewnianym pomostem, skalny szlak raz w górę, raz w dół, las. Na końcu skała i widok na Lysefjorden. Jeszcze jeden zakręt i już objawia się skalna ambona, strome urwisko o wysokości 604m. Najlepszy widok daje jednak wdrapanie się na pobliskie skały. Z tej perspektywy widać regularny kwadratowy kształt półki. W hotelu miła pani w kuchni opowie nam potem, że wg tutejszej legendy jeśli 6 braci poślubi tam 6 sióstr to nadejdzie koniec świata. W związku z nikłym przyrostem naturalnym w Europie, koniec świata na razie nam nie grozi… Oprócz już nielicznych turystów (popołudnie nie jest dobrą porą do zdjęć, półka jest w cieniu skał) na skale świetnie bawi się grupa młodzieży. Palą ognisko, rozbijają namioty. Można? Można! Czyli twierdzenia, że tu wolno biwakować gdzie bądź, potwierdzone. Chociaż w drodze próbowaliśmy zatrzymać się gdzieś na uboczu, skręcając w małe dróżki obiegające od głównego szlaku, żeby rozbić biwak gdzieś z dala od głównej drogi i… nie znaleźliśmy takiego miejsca które byłoby nie ogrodzone, zasiane, podmokłe, dało by parking dla dwóch aut i odrobinę miejsca na stoliki i kuchenki. I trzeba było wrócić na przydrożny, zorganizowany parking. A tutaj przy szlaku mijamy rozbite namioty i na komentarze, że jeszcze za wcześnie żeby spać, po polsku wnętrza pada podpowiedź że jeszcze nie śpią… Nasi są wszędzie. Jak sie potem okaże jest nas w Norwegii tylu, że codziennie spotykamy kilka osób mieszkających juz tu na stałe. Nie bez powodu, jesteśmy przecież największą mniejszością narodową w kraju północnej drogi (link).
Po wycieczce pora na nocleg. Tym razem jest to hostel w Tjøstheimveien. Bardzo ładnie ulokowany i odludnie położony co oznacza brak baru czy czegokolwiek gdzie można coś zjeść. To nic nie szkodzi. Kolejny słoiczek ląduje w garnku a gaz wesolutko doprowadza go to temperatury najbardziej odpowiedniej do spożycia.
Jutro Bergen.
Ciąg dalszy – Bergen