Skandynawska Pętla 2016 – dzień 4 – Bergen
Śniadanie. Schludna sala wypełniona mebelkami z IKEA, kawcia, jajeczka i jeszcze krótka rozmowa z krajanką. Pani mieszka tu od lat. Jak żyje sie w Norwegii? Znośnie. Latem lepiej ponieważ grube zasłony zabierają światło i da się żyć pomimo braku nocy. Gorzej zimą. Brak dnia bardzo doskwiera, chociaż i w Polsce jeśli pracuje się na pierwszą zmianę też mało sie go widzi.
Spotkana para polskich turystów kilka dni temu zwiedzała Bergen. Roztaczają wizję uroków miasta i jednocześnie straszą informacjami o bardzo drogich i trudnych do znalezienia miejscach parkingowych… Nasz hostel ich nie zapewnia więc taka perspektywa martwi.
Jeszcze codzienny rytuał ze sztućcami wrzucanymi po śniadaniu do specjalnej miseczki z wodą i w drogę.
Na dzień dobry mamy pierwszy przejazd promem. Bedzie ich jeszcze dwa plus tunel i mosty. Pierwsze duże miasto o drodze to Stavanger. W Ekofisk, w południowej części Morza Północnego, w 1969 roku odkryto złoża ropy dzięki czemu region stał się kluczowym źródłem dochodu norweskiej gospodarki. Dziś Stavanger jest stolicą ropy i energii w Europie, a głównym źródłem dochodu lokalnych mieszkańców jest praca w sektorze naftowym. Poza ropą miasto słynie z organizowanego pod koniec lipca festiwalu żywności Gladmat, największego takiego w kraju. Nas to ominie. W tym roku będzie to 22-25 lipca czyli niestety za dwa tygodnie.
Miasto ominiemy dołem (zaraz za portem jest wjazd do tunelu), potem droga na kolejny prom w Merkjarvik. Coś tam sie stało po drodze wiec stoimy w korku. Niektórzy zawracają, wiec chyba jest jakiś objazd. Wychodzimy z aut i rozglądamy się. Za nami jacyś budowlańcy. I mówią po polsku… Za ich radą czekamy cierpliwie. To już blisko.
Na promie jest wszystko co trzeba turyście, różne sklepiki, fast foody, itp. Ceny nie nastrajają do zakupów. Puszka coli 16 zł. Zapobiegliwi mają w bagażniku kilka zgrzewek zapłaconych po 1,44 zł. Co za kraj. Swoja drogą współczuję miejscowym. Ktoś ich tu nieźle skubie. Wmówiono im, że są bogaci, zarabiają najwięcej w Europie. Co z tego skoro ceny też mają najwyższe. I to tak wysokie, że najbardziej opłaca się im robić zakupy w Szwecji. Polskie jabłka np.w najtańszym markecie REMA1000 kosztują kilka razy drożej niż u nas. Podatki i transport? Niemożliwe…
Kolejne promy i kolejne widoczki na fiordy. I charakterystyczne farmy łososia – okrągłe zagrody zanurzone w słonej wodzie fiordów i krążące wokół stateczki obsługi. Rybka ładna, o różowym mięsie, podobno zdrowa… Jednak norwescy lekarze twierdzą, że łososie hodowlane, w tym ich własny łosoś norweski, są uboższe w cenne składniki odżywcze, a ich mięso zawiera szkodliwe dla naszego zdrowia toksyny (link). Na coś trzeba umrzeć. Łosoś będzie w menu naszego wyjazdu… A poza tym jest smaczny.
W Bergen zastaje nas deszcz. W Vestlandet dużo pada przez cały rok, jednak w te wakacje pogoda jest wyjątkowa. Podobno w całym lipcu w Bergen było tylko pięć dni, w których deszcz nie padał. Ponadto zanotowano największe opady od przeszło dwudziestu lat (link)!
Jednak deszcz padał i przestał. A jak przestał zrobiło się letnio i ciepło. Parking, duży i tani (50 zł doba) znalazł się przy dworcu PKP. Hotel a właściwie hostel blisko. Otrzymany kod otwiera skrytki na klucze. Brak żywego człowieka z obsługi w całym wielopiętrowym obiekcie.
Miasto oświetlone letnim słońcem wygląda fantastycznie. Najciekawszą częścią jego częścią jest położona nad zatoką zabytkowa dzielnica Bryggen, składająca się z kilku kwartałów drewnianych, ściśniętych wąsko domów ustawionych frontem do portowego nabrzeża. Mieściły się tu domy kupieckie Hanzy, która przez długie wieki miała w Norwegii monopol na handel rybami oraz zbożem. Kolorowe elewacje z daleka przedstawiają się świetnie. Z bliska widać że czas odcisnął się na ich konstrukcji i poznaczył ściany przechylając je i wypaczając. Obecnie każdy zawiera jakiś sklepik i nic dziwnego. Po nabrzeżu przewalają się tłumy turystów z całego świata.
Obowiązkowym punktem jest też oczywiście słynny targ rybny. Kraby, krewetki, ryby w wielu odmianach i propozycjach. Wszystko czeka w gotowych, przygotowanych porcjach lub ułożone na lodzie. Oczywiście na targu rybnym nie może zabraknąć kiełbasy. Oczywiście dla turysty przygotowano cos wyjątkowego: przysmaki z mięsa renów. Całe stosy w różnych rozmiarach i odmianach ułożone w równe stosy.
Powłóczymy się jeszcze w urokliwych uliczkach miasta i nie czekając na noc której nie będzie wracamy ulżyć zmęczonym atrakcjami ciałom do hostelu.
Ciąg dalszy – Śnieżna Droga