Turcja samochodem – co warto wiedzieć
Dlaczego Turcja samochodem? Przecież to tak daleko, inny kontynent właściwie i sami muzułmanie… Te trzy rzeczy właśnie… inna kultura, inny świat. Jaki jest? Co można o nim powiedzieć po dwóch tygodniach szwędania się po bezdrożach choć częściej asfaltowych szlakach?
Przygotowania
Polski MSZ nie poleca wyjazdu w rejony w pobliżu granicy z Syrią i Iranem. Z tego powodu zrezygnowaliśmy z wyjazdu do Sanliurfa oraz na górę Nemrut. Czy potrzebnie się obawialiśmy? Może niekoniecznie. W centralnej części kraju było spokojnie i właściwie ze względu na wakacje pustawo, czy tak byłoby również w kurdyjskich enklawach? Przekonamy się następnym razem.
Do wjazdu na teren Turcji niezbędna jest wiza. Kosztuje 20 $ od osoby i właściwie dostaje się ja automatycznie, tego samego dnia po złożeniu wniosku na stronie www.evisa.gov.tr. Witryna www posiada menu w języku polskim wiec wypełnianie rubryk jest szybkie i proste. W mailu dostajemy link do ściągnięcia dokumentu, który zgodnie z zaleceniem warto wydrukować i mieć przy sobie na granicy (szczegóły dotyczące wydawania wizy znajdziecie na stronie MSZ).
Gdzie szukać informacji, co warto zobaczyć? My mamy ze sobą przewodniki wydawnictwa Bezdroża oraz Pascala a także nieoceniona mapę Marco Polo. Mapa papierowa? Po co ja mieć w dobie internetu i nawigacji? Czasami warto spojrzeć szerzej, nie tylko tyle ile obejmuje 6″ ekranu. Poza tym mapa którą dysponujemy posiada oznaczenia dróg widokowych, tego nie znajdziecie w googlach…
Przed wyjazdem wertujemy nieocenioną stronę Turcja w Sandałach oraz słuchamy o tym co w Turcji piszczy na wideo blogu Polka w Turcji. To co zobaczymy tym bardziej zachęca do tego, żeby zobaczyć ten ciekawy kraj i nie bać się nieznanego…
Waluta
Turcja od ubiegłego roku zmaga się z kryzysem walutowym. Dla mieszkańców tego kraju jest to spory problem, z dnia na dzień wszystko to co importowane podrożało ponad dwukrotnie! (kurs lira dwa lata temu 1,80, obecnie 0,70 zł). Co to oznacza. W sklepach znajdziecie głownie lokalne produkty co najlepiej widać w spożywczaku gdzie królują tureckie opakowania. Dla nas całe to zamieszanie jest akurat korzystne, chociażby przy dystrybutorze na stacji czy podczas płacenia za hotel.
Jaka walutę zabrać w podróż? My na drogę mieliśmy drobne które pozostały nam z innych wyjazdów, gross wydatków pokrywając karta kredytową (żeby nie zapychać sobie portfela egzotycznymi walutami). Jednak już na miejscu zgodnie z zaleceniem Agaty z vloga o Turcji przygotowaliśmy się na płatność gotówką, gównie w lokalnej walucie. Wprawdzie karta kredytowa jest najbardziej bezpieczna a terminale są łatwo dostępne, nie mówiąc o bankomatach jednak w Polsce ich zadłużenie jest rozliczane po bardzo zawyżonym, bankowym kursie.
Jak sprawa wyglądała na miejscu? Oczywiście najlepiej mieć i płacić gotówką, jest najkorzystniej. Jednak po powrocie, wertując wyciągi okazuje się, ze używanie karty nie jest aż tak bardzo kosztowne jak sie wydawało. Czy to ze względu na korzystny kurs lira-> euro, czy z innego powodu, prowizja banku wychodzi symboliczna. Najbardziej niemiło wspominamy korzystanie z waluty europejskiej. Wprawdzie jest przyjmowana np w hotelach, ale jej wymiana na lokalny pieniądz jest bardzo utrudniona. Podobno da sie tego dokonać na poczcie. Spróbowaliśmy tylko raz. Bardzo miła dziewczyna nie znała ani słowa w obcym języku, chcąc nam pomóc dzwoniła do swego przyjaciela, który przekazał nam kłopotliwą wiadomość, w tym punkcie nie wymienimy waluty. W jedynym spotkanym kantorze w miescie Konya obsługa odesłała nas do banku. Tam procedura wymiany jest straszliwie skomplikowana i trwa wieki. Do wymiany np. potrzebne jest okazanie paszportu. Potem mnóstwo formularzy. A na koniec kasjerka odmówiła przyjęcia kilku banknotów ponieważ miały niewielkie uszkodzenia (rozdarcie na 2mm, serio!). Przy okienku 30 minut jak nic… Za to kurs zamiany odrobinę korzystniejszy niż zakup tureckiej waluty po najlepszym kursie w Warszawie.
Noclegi
Nasze doświadczenia z podróżowaniem mówią nam, że człowiek planuje a los się z tego śmieje. Mamy wiec szkicowy zarys tego gdzie chcemy być, jednak niczego nie rezerwujemy z góry. Jedyny wyjątek to hotel w Belgradzie i pierwszy postój w Stambule. Zamierzamy przyjechać bardzo późno i nie będzie czasu na poszukiwania. Resztę będziemy szukać przez booking.com po drodze. I tu pierwsza niespodzianka… już na miejscu okazuje się strona ta jest zablokowana w Turcji i nie pozwala będąc w tym kraju na rezerwacje lokalnie (poza Turcją, tak). Wszystkie następne miejscówki będziemy łapać więc na miejscu, jak popadnie. Czy były z tym problemy? Nigdzie. W Turcji centralnej obłożenie w hotelach jest znikome, na wybrzeżu tłumy oblegają hotele all inclusive. Te mniejsze chętnie przyjmują turystów. Nawet obiekty położone w pobliżu głównych atrakcji takich jak Efez raczej świeca pustkami. W Selçuku nad drzwiami pokoju w którym mieszkaliśmy było tak spokojnie, że swoje gniazdko uwiły tam jaskółki…
Dojazd do Turcji
Do Stambułu z domu mamy niewiele ponad 2000 km. Czy to dużo? Zważywszy na kilka granic tak. Cel pierwszego dnia: Belgrad. Pierwsze trudności Słowacja. Jeśli nie jedziecie w wakacyjny weekend możecie nastawiać się na kilku godzinne spowolnienie tuż za polska granicą. Autostrada się dopiero tu buduje, kolejki ciężarówek posuwają się powoli, objechać tego nie ma jak… Wracaliśmy tą droga z majówki w Bułgarii ale w niedziele wiec nie było problemów. Nie było też tirów, które wówczas maja zakaz jazdy. W pierwszym, dużym mieście konieczność zakupu winiety (na małych stacjach wcześniej nie sprzedają, koszt 14 eu za 30 dni). Kolejna umowna granica i znów poszukiwanie stacji benzynowej gdzie zakupimy winietę na przejazd przez Węgry. Wychodzi drogo, nasze auto jest zarejestrowane jako ciężarowe (Toyota Hilux) i opłata za 30 dni to prawie 200 zł. 2x po 10 dni wyszłoby jeszcze drożej… Za to Serbia to pierwsza prawdziwa granica (na szczęście z niewielkim ruchem) i juz tylko bramki, gdzie przyjmują lokalna walutę ale też euro. Niewielkie spowolnienie mamy następnego dnia tuż przed granicą Bułgarską. Autostrada w pewnym momencie w remoncie. Objazd pięknie poprowadzony w głębokim kanionie rzeki Niszawa… Piękne miejsce!
Kolejna granica i już znów jesteśmy w Unii Europejskiej. Czy na pewno? Winieta kupiona na przejściu (najbardziej opłaca sie weekendowa) i ruszamy w drogę. Co chwila Policja kontroluje za pomocą kamer czy nikt nie oszukuje na opłatach drogowych. A potem koszmar, główna droga z Serbii do stolicy Bułgarii to brukowany trakt! Zakaz wyprzedania, trzęsie tak że ruch odbywa się ślamazarnie. Za Sofią jest już lepiej, dwupasmowa autostrada, pomimo że popękana i połatana pozwala się rozpędzić.
Wszystko odbywa się płynnie aż do granicy z Turcją. Oberwanie chmury i ulewny deszcz tuż przed przejściem i stoimy w bezruch przez dwie godziny a przejście tuż tuż, widać terminale… Turcy z kolejki nie wytrzymują nerwowo, trąbią, chyba jakaś awaria… Potem nareszcie coś rusza i podstawiamy się do kontroli z przejrzeniem zielonej karty, dokumentów wozu, paszportu, bagażnika… i nareszcie po wszystkim.
Zaraz po przekroczeniu granicy kolacja w przydrożnym barze. I pierwszy przejaw życzliwości Turków. Przy płaceniu zamiast włożyć do okładek z paragonem należna kwotę chciałem zostawić dwa razy za dużo. Po prostu duże cyfry na końcu rachunku nie były kwotą tylko numerem paragonu. Obsługująca nas osoba nie przyjęła aż tak dużego napiwku zwracając nam uwagę na pomyłkę. Miłe.
Drogi w Turcji
Bardzo wiele dróg w kraju jest doskonałej jakości. Te główne to dwupasmowe szosy w standardzie naszej katowickiej, czyli można szybko tylko trzeba uważać bo nagle auto przed tobą jadące szybkim, pasem może gwałtownie zahamować i zacząć skręt w lewo bo są tam skrzyżowania. Są też autostrady, szczególnie ta nowa budowana w kierunku na Ankarę wygląda imponująco, po CZTERY pasy ruchu w każdą stronę… Obowiązują na nich jednak opłaty. My tuż za przejściem granicznym wypatrzyliśmy oddział pocztowy PPT i tam kupiliśmy naklejkę do przyklejenia na szybie wraz z przedpłatą za przejazdy. Miła, młoda dziewczyna gdy dowiedziała się jaka rundę mamy zrobić zasugerowała ze najlepiej będzie jeśli wpłacimy 300 Lira. Za dużo. W drodze powrotnej sprawdziłem, z konta zeszło tylko 80. Przyda sie na następny raz. Opłata nie przepada, nie można jej jednak przekazać komuś ani zażądać zwrotu.
Zupełnie inną historia są małe drogi lokalne. Te szutrowe dają najwięcej pozytywnych wspomnień i frajdy. Jednak gdy zdarzy się wam wjazd na asfalt, tragedia. Miałem wrażenie że są wyłożone płynną czekoladą. Roztopiona nawierzchnia pryska spod kół, spacer po niej powoduje pozostawienie śladów butów. Turcy próbują to naprawiać i wysypują na to drobny tłuczeń. Jest jeszcze gorzej, tyle odbić od kamieni na lakierze auta nie przywieźliśmy z żadnego wyjazdu.
Poza wybrzeżem i Stambułem ruch na drogach znikomy. Wakacje to sezon urlopowy, Turcy wyjeżdżają wówczas nad morze, wszędzie poza głównymi atrakcjami do których dojeżdżają autobusy z wycieczkami – pusto!
Ciekawostką jest fakt, ze co jakiś czas przy drogach poustawiano tekturowe radiowozy. Mają nawet migające koguty dla tych którzy nocą nie czuja presji do przepisowej jazdy. Ale prawdziwa Policja czy raczej Żandarmeria Wojskowa jest również obecna. Można spotkać ich blokadę nawet na dużych, dwupasmowych trasach. Niektóre punkty mają stałe, z posterunkami zabezpieczonymi betonowymi blokadami, stalowymi zasłonami itp. Inne, tymczasowe zwężają drogę plastikowymi pachołkami. Ich obsada, rozstawiona z bronią gotową do strzału obstawia wówczas okolicę. Dla nas nie stanowiły one problemu. Żandarmi nie mówili po angielsku, trzeba im pokazać paszporty, które starczały za pretekst żeby puścić nas dalej. Wakacyjny ruch był też na tyle znikomy, że nie spowalniało to za bardzo podróży.
Paliwo. Bardzo korzystny kurs wymiany tureckiej lira po załamaniu jej kursu w zeszłym roku sprawia, że jest tanio. Litr ON na stacjach to koszt w przeliczeniu na złotówki między 4 a 4,50. Sam proces tankowania nie jest tak oczywisty jakby mogło sie wydawać. Na początek obsługa stacji musi odblokować pompę (zwykle kartą), potem wprowadzić numer rejestracyjny auta klawiaturą na urządzeniu i dopiero zatankujecie. Stacje są bardzo nowoczesne i dobrze wyposażone a toalety zaskakują czasami nowatorskimi rozwiązaniami (czujniki ruchu, automatyczne nakładki na deski, itp). Jest ich wiele zarówno znanych koncernów, jak i lokalne.
Samo poruszanie się po drogach przebiegało bezproblemowo. Kłopotliwe za to było parkowanie. Nikt tu się nie cacka, gdy droga jest wąska i trzeba przytrzeć inne auto, cóż trudno… To samo z otwieraniem drzwi i uderzaniem w sąsiada, każdy dzień to nowa pamiątka, jak nigdy dotąd i nie pomogły stalowe progi… Znaczącą różnicą podczas poruszania się po tureckich drogach było traktowanie pieszych. Nie mają oni tu żadnych praw. Jeśli poruszacie się pieszo, zostaniecie na wszelki wypadek odtrąbieni a na pewno nikt się nie zatrzyma i nie przepuści Was na pasach. Trzeba przyznać, że piesi są tu jednak kłopotliwi, szczególnie w nadmorskich kurortach, gdzie szosy odcinają plaże od domków i całe tabuny ludzi przebiegają przed maska aut.
Zwiedzanie
Stojąc po raz pierwszy przed kasą biletową jednego z muzeów w Stambule nie zdawaliśmy sobie sprawy, że zdecydowana ich większość objęta jest tu jedna siecią sprzedaży biletów. Co to znaczy? Jeśli zamierzacie dużo zwiedzać (my mieliśmy to w planach) warto wykupić karnet „na wszystko” w cenie 385 Lira ważny 15 dni. Drogo? Tak ale bilety na tego typu atrakcje ostatnimi czasy w Turcji bardzo podrożały, np. Troja dwa lata temu 20 TR, obecnie 42 TR. Bilet w Efezie to jednorazowo 105 TR. Przy szerokim planie na zwiedzanie oszczędności są znaczne!
Inną specyfiką muzealną w Turcji są szczegółowe kontrole wraz z prześwietlaniem bagaży. Zabiorą wam do przechowalni nawet mały scyzoryk czy kijek do selfie. Ale to tylko w Stambule. Gdzie indziej kontrole są ale jakby mniej staranne, bramka piszczy, nikt sie tym nie przejmuje.
Turcy bardzo dbają o historyczne pamiątki swojego kraju. Co ciekawe w bardzo wielu miejscach widać było szeroko zakrojone prace renowacyjne czy wręcz zmierzające do odbudowy. To co widzimy dziś juz za chwilę może być nie aktualne. W odbudowie jest zamek Mamure Kalesi, teatr w Efezie, Kervansaray w Sultanhani i wiele innych… Za jakiś czas ciekawie będzie powtórzyć trasę i zobaczyć jak wiele się zmieniło…
Kiedy warto wybrać się na zwiedzanie? W sezonie wakacyjnym bez niespodzianek, jak najwcześniej rano! Wszędzie tam gdzie dojeżdżają autobusy w hotelowymi turystami po godzinie 10-11 już ciężko przecisnąć się w tłumie. Np. stary Stambuł o 8-ej rano jest pusty i cichy. Potem zalewa go ludzkie morze…
Internet
Po przekroczeniu bułgarskiej granicy przestajemy korzystać z dobrodziejstwa europejskich regulacji prawnych i zaczyna się roaming. Nie ma tu problemów z zasięgiem GSM czy LTE jednak koszt jest spory. Z własnego LTE skorzystałem przypadkowo raz, włączając transmisje danych i tylko załadowanie sie strony i natychmiastowe rozłączenie skutkowało potem rachunkiem w wysokości 200 zł. Aby uniknąć finansowej katastrofy i mieć dostęp do sieci (szukanie hoteli, google maps, itp) zakupiliśmy w Stambule lokalną kartę. Jeśli nie potrzebujecie ciągłego dostępu do sieci to można skorzystać z tego co oferują hotele i restauracje. W każdym z tych miejsc sieć wifi była dostępna zawsze. Co zaskakujące Turcja blokuje niektóre strony. Booking.com jak wspominałem nie umożliwia rezerwowania noclegów na miejscu. Podobno Holendrzy nie chcieli płacić podatków w tutaj i Turcy ich zablokowali. Ale dlaczego nie działa wikipedia?
Ludzie
Turcy mają w sobie wiele życzliwości, są pomocni, uśmiechają się gdy prosisz o zgodę np. na zrobienie zdjęcia, chętnie pomogą w potrzebie. Przekonaliśmy się o tym chociażby gdy w połowie pobytu okazało się, że skończył się internet a nie powinien. W przypadkowym salonie firmy telekomunikacyjnej której kartę mieliśmy, wysłuchano problemu, kilka osób długo wisiało na telefonach do centrali i usługa została uruchomiona, pomimo że zgubiłem paragon i właściwie nie miałem nawet jak udowodnić ile i za co zapłaciłem.
Turcy też lubią sobie pogadać, chętnie wypytują skąd jesteśmy, zapraszają na herbatę. Sporo z tych znajomości to sposób na zabranie Was do sklepu, żeby namówić na zakupy ale nie zawsze. Dziewczyna na parkingu w Göreme gdzie trafiliśmy szukając miejscówki po obtarciu boku auta na ulicy chce tylko pogadać a miejscówkę mamy free. W Safranbolu miejscowy przewodnik słysząc obcy zupełnie język pyta dlaczego tak mało nas, Polaków przyjeżdża do tego miasta, opowiada o swojej pracy, o ludziach którzy tu mieszkają, o turystach. I jest tu zupełnie bezpiecznie. Kradzieże należą do rzadkości. Jak wspominałem, raz przez pomyłkę włożyłem kelnerowi za dużo pieniędzy (na końcu paragonu widniał jego numer a nie kwota) i osoba nas obsługująca nie skorzystała z okazji tylko uświadomiła, ze płacimy lekko 2x za dużo.
Inna sprawa to tureckie bazary. Zaczynasz rozmowę i zaczyna sie taniec. Kwota z kosmosu za drobiazg, tak 10x za duża, wydaje że 1/4 będzie ok ale potem okazuje się że sprzedawca i tak zarobił 3x więcej niż to było warte … Targowanie to sztuka. Najlepiej zaczynać tak jak oni, od absurdalnych kwot. Wówczas jest więcej zabawy i przepychania się. Ale to nie reguła. Jest wiele miejsc z wypisana ceną, bez konieczności żmudnych negocjacji.
Nasza trasa
Co zobaczyliśmy w drodze? O tym wkrótce!