Słowenia na majówkę
–
Ten mały kraj wciśnięty pomiędzy Austrię i Chorwacje, z symbolicznym wybrzeżem zwykle szybko przejeżdżaliśmy w drodze w kierunku do bardziej południowych klimatów. Jednak gdy do dyspozycji jest tylko kilka dni, to idealny cel podróży. Blisko wiec dojazd możliwy jest właściwie w jeden dzień. I niezmiernie ciekawy, jeśli tylko chcieć przyjrzeć się z bliska jego atrakcjom.
–
–
Niedziela 30 maja. Weekend majowy miał być pracowity ale w ostatniej chwili okazało się że nie będzie. To znaczy, że jest cały tydzień, który szkoda spędzić tak po prostu w domu. Wieczorem wodzimy palcem na mapie ważąc co mamy w zasięgu naszych możliwości czasowych i finansowych. Papierowy atlas który przeglądam ma na brzegach kart fotografię z opisami ciekawych miejsc. I karta zawierająca mapę i obrazki ze Słowenii wydaje sie bardzo interesująca. Szybkie wytyczenie trasy, rezerwacja noclegów poprzez internetowy portal i pozostaje tylko spakować graty, żeby rankiem, w poniedziałek 1 maja ruszyć w drogę.
–
Dzień pierwszy:
Ptuj
Start o 6 rano i już jesteśmy na mazowieckich asfaltach w kierunku na południe. Święto. Nikt nie jedzie do pracy. Drogi puściutkie… Na ostatniej stacji BP tuz przed granicą z Czechami tankowanie za złotówki i winiety. Jest austriacka i nawet słoweńska ale tej zaraz potrzebnej, czyli czeskiej brak. Zakup zrealizujemy tuż po przekroczeniu granicy. Na stacji przyjęto nawet złotówki, chociaż na stanowisku obok innostraniec ze strefy euro już miał problem.
Droga w kierunku na Słowenię przebiega rutynowo. Brno, Wiedeń i Graz, i po 10 godzinach już jesteśmy pod Mariborem. To bardzo ładne miasto, leżące na trasie podróży jednak nie jest celem na dzisiejszy dzień. Internetowe poszukiwania skierowały nas do miasteczka Ptuj, którego historia rozpoczęła się gdy legiony rzymskie pokonują mieszkających tu Celtów i prawym brzegu Drawy zakładają obóz wojskowy. Został on wkrótce podniesiony przez cesarza Trajana do rangi kolonii rzymskiej i nazwany Colonia Ulpia Traiana Poetovio. Tutaj też w 69 roku n.e. syn Tytusa Flawiusza Sabinusa – Wespazjan został wybrany przez swoje legiony na cesarza Rzymu (więcej o historii miasta – link).
Największą zaletą docelowego miejsca jest fakt, że miejscowość jest malutka. W czasach rzymskich zamieszkiwało ją ponad 40 tyś osób ale obecnie niewiele więcej jak połowa tego. Tak na pierwszy rzut oka składa się tylko ze starówki. Spokojnie można przejść się na wieczorny spacer i bez nachalnych tłumów zobaczyć urokliwy główny plac miasta – Slovenski Trg, kościół farny św. Jerzego, XIV wieczną monumentalną Wieżę Miejską, ufundowany w 1230 roku klasztor Dominikanów, zabytkowe domy miejskie.
–
–
Dzień drugi:
Ptuj – Planinska Jama – Jaskinia Postojna – zamek Predjama – Koper
Rano w lokalu który wybraliśmy na nocleg, MuziKafe dostajemy artystycznie podane śniadanko (cały obiekt jest oryginalny i naładowany ciekawostkami) ale mało sycące…
Jeszcze tylko zwiedzanie zamku z XIw, górującego nad miastem i możemy ruszyć dalej w kierunku na wybrzeże. Wybrana trasa to autostradowy szlak prowadzący na Triest i Koper. Ciekawie pofalowane okolice oglądane przez samochodowe okna budzą chęć zjechania z szerokości autostrady gdzieś w lokalne trasy. Z głównej drogi uciekamy juz za stolicą Słowenii. Choć tu jest już równiej i tak warto zobaczyć prawdziwa Słowenię z bliska, gdzie np. droga nagle przechodzi przez zabytkowy budynek by poprowadzić przy trochę zaniedbanym muzeum z zaporami, kołami młyńskimi, stawami. Inna atrakcja lokalnych peregrynacji to Planinska Jama (link) i wieża z niegdysiejszego zamku Ravbarjev (link). Wielka szkoda, że jaskinia dł. 6,6 km, będąca końcową częścią rozległego systemu krasowego między Pivską Kotliną i wąwozem Rakov Škocjan a Planinsko Polje jest czynna do zwiedzania (łodziami) tylko po wcześniejszym umówieniu.
Za to w planach dziś jest największa i największa atrakcja Słowenii czyli Jaskinia Postojna (link). Obejrzeć można tu niesamowite formy skalne w postaci licznych stalaktytów, stalagmitów, draperii czy krasowych zasłon. Całkowita długość korytarzy jaskini przekracza 25 kilometrów, czyli Postojna jest jedną z największych grot na świecie. Jej sława jest tak wielka, że uczyniła z jej oglądania prawdziwy przemysł. Ogromy parking, dodatkowe atrakcje po drodze do zwiedzania, mnóstwo straganów, tak żeby dzieciaki naciągnęły rodziców na jak największą kasę, hotel, restauracje. Jaskinia jest tak duża, że aby udrożnić i przyspieszyć przemiał zwiedzających początkowy jej fragment ogłada się z fotelików kolejki. Potem godzinny spacer wśród podziemnych cudów i znów kolejka. Zwiedzanie może zająć nawet do 3 godzin…
I wszystko zajęło nam tyle czasu, że pobliski zamek Predjama (link) zawieszony malowniczo na skale pooglądamy tylko z zewnątrz…
Dzień, kończymy nad Triesteńską Zatoką w mieście Koper (link). Majowy wieczór w tygodniu to całkowicie puste ulice. Chodzimy uliczkami by wieczorową porą zobaczyć port (jedyny w Słowenii), gotycko – renesansowa Katedrę Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny z XV wieku, Pałac Pretorów, Pałac Almerigogny z XV wieku, Rotunde św. Eliasza z XI wieku, Kościół pw. Św. Anny z XV – XVI wieku, Pałac Belgramoni – Tacco…
–
–
Dzień trzeci:
Koper – Piran – Przelecz i fort Predel – Bled
Jeszcze rano pokręcimy sie trochę po portowym mieście i ruszamy dalej. Mieliśmy jechać od razu na Triglavski Park Narodowy ale tuż obok na wyciągniecie reki mamy perełkę adriatyckiego wybrzeża czyli miasto Piran (link). Da się poczuć, że to bardzo turystyczna i oblegana miejscowość. Zanim do niej dojedziemy już mamy spore parkingi dla turystów. W majowy, powszedni dzień dotrzemy do samego centrum ale znaki im bliżej starówki tym ograniczają parkowanie do coraz krótszego czasu. My mamy 1 godzinę by obejrzeć zabytkowe centrum z pięknymi kamieniczkami typowymi dla śródziemnomorskich miast. Nad miastem góruje Kościół św. Jerzego z piękną dzwonnicą, udostępnianą zwiedzającym. Starówka nie jest duża. Centralny jej punkt to Plac Tartini z pomnikiem włoskiego kompozytora Giuseppe Tartiniego.
Plan na dziś jest bardzo ambitny. Dotrzeć do Jeziora Blejsko. Zanim tam dojedziemy zajrzymy jeszcze na przejście graniczne z Włochami w miejscowości Gorizia, przejedziemy malowniczą dolina Rzeki Socza, dotrzemy na szczyt wzgórza w miejscowości Kobarid gdzie pochowano szczątki tysięcy włoskich żołnierzy w monumencie, którego budowę zlecił Mussolini w 1938 r. Ogólnie najważniejszym celem na dzisiejszy dzień jest wjazd na szczyt Góry Mangart żeby popatrzeć na Julijskie Alpy z jego wysokości. I nie było widoków. Zygzaki drogi widnieją na mapie wyraźnie jednak przed wjazdem postawiono zakaz ruchu. Pojedziemy więc przez Przelecz Predel w kierunku na Jezioro Predil po włoskiej stronie. Kilometr przed przełęczą droga przecina twierdzę Predel w której ruinach postawiono pomnik z obrobionego kamienia z żeliwną postacią umierającego lwa ku pamięci trzydniowej bitwy w maju 1809 między żołnierzami napoleońskimi i austriackimi. Poległo wówczas większość załogi tj. 250 żołnierzy z dowódcą von Hermannsdorfem. Strona włoska też ma swój fort. Nie tak okazały jednak i juz mocno w ruinie.
Długa droga i wiele wrażeń. A serpentyny zakrętów prowadzą jeszcze w kierunku Przełęczy Vršič na wysokość ponad 1600 m i potem zawijasami w dół. Ale to juz po nocy. A do miasta Bled położonego malowniczo nad jeziorem jeszcze daleko…
–
–
Dzień czwarty:
Bled – Bovec – Log pod Mangartom
Niedosyt. Tak można podsumować wczorajszy dzień. Wspaniałe miejsca przemierzone wieczorową porą nastrajają do powrotu w górskie klimaty. Z ulgą zatem przyjmuję mail z odwołaniem noclegu w Lublanie (problem z kartą) i szukam czegoś w okolicach miasteczka Bovec. Ciekawy pensjonat znalazł się z miejscowości Log pod Mangartom i to będzie cel na dzisiaj. Zanim jednak zaparkujemy auto na jego podjeździe rano realizuję objazd wokół malowniczego jeziora Blejsko z widokiem na Kościół Wniebowzięcia na wysepce z dzwonem życzeń z XVIw. i zamek z XIw (link). Zamek prezentujący sie malowniczo na wysokiej skale ogląda się bardzo szybko, do zwiedzania nie ma zbyt wiele. Na północ od miasta jest jednak atrakcja warta poświęcenia chwili – Wąwóz Vintgar. Auto na parkingu, bilety i już można ruszyć trasą długości około 1600m położoną w większości na malowniczo rozpiętych kładkach, tzw. Žumrowych galeriach. Na końcu dla wytrwałych widok na wodospad Šum, wysoki na 16m i … ta samą drogą z powrotem.
Kolejny punkt podróży – wodospad Peričnik. Dojedziemy do niego nie pobliską autostradą ale lokalna drogą, która na mapie wygląda bardzo cienko, jednak w rzeczywistości jest już wąsko ale wyasfaltowana. Wspaniałe widoki po drodze, zabytkowy młyn, gospodarstwa, pomniki pamięci dawnych wojen. Warto wybrać właśnie ta drogę przez Radovną do Mojstrany. Wodospad który zobaczymy położony jest bardzo bliziutko drogi. Podobno jest dwuczęściowy ale fragmentu górnego liczącego 16 m z dołu nie wiać. Za to wrażenie robi główna część wodnej kaskady. Spadająca z wysokości 52 m struga wody spływa ze skalnej półki i jeśli ktoś ma chęć może ja sobie obejść dookoła. Jednak trzeba liczyć sie z tym, że pod skalną półką nie jest sucho. Porowata skała cieknie niesamowicie ze wszystkich szczelin.
Dalsza podróż to powtórka przejazdu przez Przełęcz Vršič. Liczne serpentyny na przełęcz to tzw. Ruska Droga wybudowana w latach 1915-1916 jako strategiczny trakt wojskowy. Jej nazwa wywodzi się z faktu, że do jej wykonania wykorzystano 10.000 więźniów rosyjskich. Nie obyło się przy tym bez ofiar, w jednej z lawin zginęło ponad 100 osób – więźniów oraz kilku austriackich strażników, łącznie jej budowa kosztowała życie 380 jeńców. Dla upamiętnienia towarzyszy Rosjanie wybudowali w 1916 r. drewniana kaplicę w kształcie cerkiewki nazwaną– Ruską kapelicą na Vršiču. Pomimo, że pogoda nam sie psuje i deszczowy mamy dzień obejrzymy ja sobie z bliska.
Im wyżej tym pogoda słabsza. Na przełęczy która znajduje sie na wysokości 1611m. mamy juz właściwie znikomą widoczność oraz… śniegowe zaspy i temperaturę w okolicach 1 st.
Kolejne serpentyny, tym razem w dół i kolejna ciekawostka po drodze. Przy asfalcie widać tajemnicze wejście do tunelu z datą wyryta nad wejściem (1916). Otwarty, więc latarki i piesze przeszukiwania pozwalają stwierdzić, że to fragment starej drogi, tak zamaskowany pod ziemią, wiodący wzdłuż dzisiejszego asfaltu. Po co?
Dalej, kolejny raz doliną rzeki Soča uważaną za jedna z piękniejszych rzek Słowenii dojedziemy do miasteczka Bovec. Ale zanim tam dotrzemy, pojeździmy jeszcze po szutrowych ścieżkach w okolicy. Dobrodziejstwo internetu pozwala na rozszyfrowanie ostrzegawczych znaków umieszczonych przed wjazdem w szutrówki. „GOZDNA CESTA – uproba na lastno odgovornost” to po prostu informacja o leśnej drodze na która wjazd musimy zdecydować sie na własna odpowiedzialność. Na drodze do miasteczka Lod pod Mangartom jeszcze jedna ciekawostka historyczna – Fort Hermann. W czasie I wojny światowej twierdza stanowiła ważny strategiczny punkt w austriackim systemie obronnym. Obecnie częściowo odrestaurowana udostępniona jest dla zwiedzających jednak późna pora skłania do pospiesznego dojazdu do pensjonatu. Ulokowany u podnóża majestatycznej ściany Loška, długiej na 5000 m i wysokiej na 1000 m. daje potwierdzenie opiniom, że Lod pod Mangartom słusznie uznawany jest za najpiękniejsze osadę w Triglavskim Parku Narodowym.
–
–
Dzień piaty:
wracamy do domu…
Majowa Słowenia zachwyca przyjemna pogodą (znów sie wypogodziło i mamy ponad 20 st) i przepięknymi widokami. Dziś powinniśmy po prostu dojechać do Tarvisio po włoskiej stronie i śmignąć autostradą do domu, wieczorem delektując się kawą na tarasie domu. Jednak zanim tak sie stanie jeszcze chce się cos zobaczyć, gdzieś zboczyć w tutejsze urokliwe ścieżki z widokami na strome, skalne ściany Julijskich Alp. W pobliżu mamy jeszcze jeden ciekawy wodospad w okolicach wsi Plužna. Wąskimi drogami można dojechać bardzo blisko, krótki spacer i juz jesteśmy przy Wodospadzie Virje. Woda bardzo zima (podobno max 5 st) spada z 20 m urwiska, kilkoma stróżkami wprost w błękit jeziorka u podnóża. Pięknie… Potem powinniśmy zjechać karnie powrotna trasę ale znów ciągnie w góry… Szutrowa ścieżka ze znana tabliczka GOZDNA CESTA prowokuje do zobaczenia co możemy obejrzeć na własna odpowiedzialność. A wybrana ścieżka wspina się przy kolejce linowej do ośrodka Kanin – położonego na wysokości od 1140 do 2300 m n.p.m. Niesamowite widoki na dolinę i góry sprawiają, że nie żal dodatkowych godzin jeszcze tu, w Słowenii.
–
Czy to koniec widoków na poszarpane skały Alp? Nie, jeszcze w drodze Austria i Grossglockner Hochalpenstrasse – jedna z najpiękniejszych dróg panoramicznych najwyższego łańcucha górskiego Europy. Ale o tym przeczytacie w osobnej opowieści.
–
Nasza trasa