Korsyka 2018 – DZIEŃ SIÓDMY – Piscines Naturelles de Cavu – Przelecz Bavella – Cucuruzzu
Jesteśmy na wschodnim, wakacyjnym bardziej wybrzeżu Korsyki. To tu są te najładniejsze, najbardziej piaszczyste plaże o błękitnej wodzie… Zanim jednak poszukamy słońca w takim miejscu w dniu dzisiejszym chcielibyśmy zobaczyć miejsce niezwykłe, czyli Piscines Naturelles de Cavu – naturalne baseny. Dojazd z Pianrello jest tam łatwy, trzeba jechać wzdłuż rzeki Cavu, potem droga się kończy (jest zakaz wjazdu) i trzeba poszukać sobie miejsca parkingowego.
Jakie są te baseny? Jak to wygląda na miejscu? Jak mówi sama ich nazwa są to naturalne zbiorniki wodne, baseny, idealne do kąpieli. Rzeka Cavu jest niewielka, jednak w tym akurat miejscu dociera do naturalnych zagłębień w skale. Niecki te są całkiem spore. Zimna, krystaliczna woda z gór napełnia je a potem już tylko leniwie płynie, a to oznacza że woda w nich jest cieplutka! Co ciekawe miejsca te nie napełniają się piaskiem czy mułem. Skalne dno jest czyste jak… w basenie.
Jedyną wadą tego miejsca jest fakt, że jest popularne i w wodzie tłoczy się bardzo wielu chętnych na wodne atrakcje. Jedna z nich są naturalne, skalne zjeżdżalnie.
Wracamy na wybrzeże, gdzie jeszcze na chwile posmakujemy uroków plażowania. Nie zostajemy tu jednak na długo, wnętrze wyspy kryje jeszcze wiele skarbów, które chciałoby się zobaczyć. Jednym z nich jest Przełęcz Bavella (1218 m). Już sama droga w jej kierunku urzeka. Korsykańskie góry są naprawdę spektakularne, a droga w kierunku przełęczy, zakręcona, z urwistymi ścianami warta zobaczenia. Na miejscu znajdujemy parking, zatrzymujemy auto by kontemplować niezwykłość tego co stworzyła tu natura. Okoliczne skały nazywa się Aiquilles de Bavella – igłami skalnymi lub rogami Asiano. Określenia te oddaja mniej więcej to co tu zobaczymy, malownicze, jeżące się szczyty przypominające zęby monstrualnego potwora. Okolica to wspinaczkowy raj. Cytując specjalistyczny portal to właśnie tu znajdują się najlepsze granitowe drogi Korsyki, od yosemito-podobnych rys do fantazyjnie wyerodowanych okapów i klam niespotykanych w żadnym innym miejscu w Europie…
Na ta okolice spogląda też Matka Boska Śnieżna, biała figura ustawiona na usypanym z kamieni pagórku. Jest to też patronka alpinistów, także tych którym się nie udało i pozostawili swój ślad na pobliskim, symbolicznym cmentarzu ofiar gór… Pod nią, wśród kamieni poutykano tabliczki zawierające intencje modlących się, gdyż do posągu Notre-Dame des Neigres co roku, 5 sierpnia, podążają pielgrzymki. Są tez takie z których treść wypisano w naszym języku.
Dalsza droga to przejazd malowniczymi drogami, przez urokliwą miejscowość Zonza do miejsca ważnego historycznie czyli monumentów Cucuruzzu pochodzące z XIV w. p.n.e. Zwiedzanie tego co zastaniemy jest dosyć ciekawe, mianowicie po opłaceniu biletu otrzymujemy poliaminowany przewodnik i … możemy już sami ruszyć na odkrywanie historycznych pamiątek z przed tysiącleci. Karty które zawierają mapy i cyferkami oznaczone atrakcje informują co właśnie mijamy. Ponieważ pora jest już dosyć późna obsługa informuje, żeby przy wyjściu po prostu zostawić go w torbie zawieszonej na drzwiach. Co zobaczymy na miejscu? Cucuruzzu to nieforemna, prymitywna kamienna budowla, ze ścianami ułożonymi bez zaprawy. Odkryte w 1959 r. przez Rogera Grosjeana , archeologa znanego z badań nad Filitosą , dopiero w 1982 r. zostało wpisane do rejestru zabytków. Forma jaką posiada obecnie to efekt rekonstrukcji z 1991 r. kiedy to usunięto pokrywająca go roślinność i zabezpieczono przed degradacją. Będąc tutaj zajrzymy jeszcze do Castellu de Capula, budowle zamieszkałe jeszcze w średniowieczu z początkami zasiedlenia sięgającymi epoki brązu.
Późna pora jaką już mamy powoduje, że mijane właśnie, ciekawe miasteczko Santa Lucia di Talla obejrzymy tylko z drogi. Interesujące jest to jak zmienił nam się krajobraz który mijamy. Jeszcze parę dni temu, w górach na północy wyspy było sucho i bezdrzewnie raczej. Teraz otacza nas soczysta zieleń lasów. I co chwile niespodzianka w postaci stada świń, które chętnie podchodzą do aut. Turyści po prostu często maja zbędny chleb…
Wieczór zastaje nas na farmie Maison d’Hôtes Zella. Dojazd nie jest tak łatwy jak sugeruje mapa. Trzeba przejechać przez spory teren, kilka bram i docieramy na farmę gdzie wita nas urocze młode małżeństwo prowadzące lokal. Miejsce jest bardzo przyjemne, z ogromnym tarasem restauracyjnym, ładnym widokiem. Polecamy jeśli chcielibyście skosztować naprawdę dobrej kuchni!