+48 609 446 889
irek@bluephoto.pl

GRECKIE przypadki nasze w podróży na południowy kraniec Europy

Ireneusz Rek Fotografia

GRECKIE przypadki nasze w podróży na południowy kraniec Europy

 

Za nami ponad 7 tys km, 17 dni poza domem i  jeden z najbardziej na południe wysuniętych skrawków Europy.
Wyjazd udał się wyśmienicie – pogoda, zwiedzanie, ciepłe morze to wszystko czego nam było trzeba . To było już jakiś czas temu – rok 2008, jeszcze Hultajem Terracanem, zanim posiadłem znakomitego Hiluxa 2009 😉 Czytając opisy widzianych miejsc, weźcie to pod uwagę…

Gdzie

Podróżowaliśmy przez Słowację, Węgry, Serbię, Macedonię, do Grecji, na sam jej południowy kraniec – do słonecznej Kalamaty na półwyspie Peloponeskim.

Kto

Uczestnikami wyjazdu – jak zwykle – są dwie rodzinki i dwa auta.
Nasze „traktorki” (Hyundai Terracan i Misiek L200) bezproblemowo dotarły do celu.

Kiedy

5-21 lipca 2008 r.

 

Wybrana przez nas trasa dojazdu do Grecji obejmuje następujące etapy

Dzień pierwszy 

  • okolice Warszawy, przez Lublin, Rzeszów, Koszyce na Węgry do miasta Szeged
  • Trasa do przebycia to ponad 900 km
  • wyjazd 2.00, na miejscu około 16.00

Dzień drugi

  • Szeged – Poykastro
  • około 800 km
  • wyjazd 8.00, na miejscu 22.00

Dzień trzeci

  • okolice Polykastro – Kalambaka (Meteory)
  • około 260 km
  • wyjazd 9.00 – na miejscu około 14.00

Polskę przejeżdżamy jeszcze w nocy by nad ranem znaleźć się na granicy Słowackiej. Tutaj ostatnie tankowanie za złotówki i zakup nalepek PL

Przygotowania

Wynajęcie domu

mapa_POLSKA_GRECJASwoje poszukiwania domku uskuteczniliśmy w internecie. Tym razem całkiem sympatyczny znaleźliśmy na stronach skandynawskiej firmy NOVASOL. Za przystępną cenę wynajęliśmy lokum z klimatyzacją, blisko morza, w miejscu które najbardziej nam odpowiadało – w pobliżu miasta Kalamata.

Wybór drogi

Dylemat dojazdu do Grecji rozstrzygnęliśmy na korzyść przejazdu przez Serbię i Macedonię. Wprawdzie jako opcję rozpatrywaliśmy drogę przez Bułgarię i Rumunię, lecz przeważyła trasa krótsza i prostsza prowadząca po autostradach (jakie by one były). Obawialiśmy się wprawdzie bezpieczeństwa przejazdu (2008 -> Kosowo niedawno ogłosiło niepodległość, w Belgradzie płonęły ambasady), jednak nie spotkaliśmy się w drodze z żadnymi kłopotami i śmiało możemy tę drogę polecić. Obok przedstawiam przebieg wybranej drogi:

Waluta

Kupujemy wyłącznie euro. Wprawdzie przejeżdżamy przez kraje, gdzie jest to waluta obca, ale zawsze będzie je można łatwiej wymienić niż złotówki. Warto zabrać również kartę kredytową – unikniemy złodziejskich przeliczników przy płaceniu.

Literatura

  • Zabieramy przewodnik National Geographic „Grecja” (okazuje się jednak mało dokładny),
  • Przewodnik Ilustrowany GRECJA Pascala (link), który polecam,
  • Kuchnia Grecka z serii Podróży Kulinarnych wydawanych przez Rzeczpospolita.

Ta ostatnia pozycja jest również bardzo przydatna. Żeby jednak na miejscu mieli chociaż połowę opisywanych specjałów . (O tym przeczytacie później).

 

Samochody

  • Wyjeżdżamy poza terytorium EU – konieczna jest Zielona Karta (będzie sprawdzana czasami po drodze)
  • Ponadto – nalepka  (klasyczna, biała), której zakup nie jest łatwy. Żeby upewnić si0,ę czy jest potrzebna, dzwoniłem do Ambasady Serbii, ale tam nie mieli w tej kwestii pewności i zalecali jej posiadanie.
  • Dla użytkowników aut leasingowanych – zgoda leasingodawcy na wyjazd z kraju auta w j. angielskim (podobno potrzebna, my nie mieliśmy i nikt o nią nie prosił)

Ubezpieczenie – Warto się w nie zaopatrzyć. Wykupiliśmy je w HDI za niewielką kwotę.

 

Słowacja

292

290291Granica to opuszczone budynki, za którymi znaleźć można budke kantoru z możliwością zakupu winiet na słowackie autostrady. Koszt sprawdzić można na stronie www.ambasada-slowacji.pl. Wybieramy winietę miesięczną i płacimy złotówkami. Będziemy korzystać z autostrad sporadycznie, ale jednak. Jest wcześnie i jest sobota, więc jedzie się możliwie jednak bardzo kręto i nie za szybko. Z ciekawostek – Pomnik Zwycięstwa (na zdjęciu powyżej)

Węgry

293Granica przedstawia się fatalnie. Zamknięta na cztery spusty (na Słowacko-Polskiej toalety chociaż były czynne), mnóstwo parkujących tirow, brud i smród. Uciekamy stąd czym prędzej. Na pierwszej stacji benzynowej zakup winiety (matrica). Tym razem jest to zwykły paragon z wydrukowanym nr rejestracyjnym auta.  Zapłaciliśmy w euro (7, w drodze powrotnej 8).

UWAGI

  • danych nie można korygować (ew. w specjalnych punktach obsługi, tylko gdzie one są?), Ja się pomyliłem – efekt jeszcze jedna matrica 
  • kwit jest czasami sprawdzany na granicy
  • oplata obejmuje przejazd po wszystkich autostradach.
  • Opłaty sprawdzić można na stronie www.motorway.hu (w języku polskim).

294Szerokim łukiem omijamy Budapeszt, żeby zobaczyć Węgry trochę inne niż to co widać z autostrady. W drodze zwraca charakterystyczna jednakowa zabudowa wsi i miasteczek (w większości kwadratowe domy z dachówka) oraz rozlegle pola słoneczników. Na autostradę wracamy w okolicach miasta Kecskemet.

Szeged

Do miasta przybywamy raczej wcześnie. Jest bardzo ciekawe. Centralny plac śródmieścia, Széchenyi tér, otoczony galerią XIX-wiecznych budowli, starymi drzewami i pomnikami, należy do najładniejszych w kraju. Powstał na miejscu dawnego targu rozciągającego się obok nieistniejącego dziś zamku. Nad placem dominuje neobarokowy ratusz, odbudowany po powodzi według planów Ödöna Lechnera.

szegedmapaO mieście można przeczytać na stronie Wikipedii

Co warto zobaczyć:

  • Plac Roosevelta
  • Újszeged
  • Park Historyczny Ópusztaszer
  • Uniwersytet
  • Katedra i plac Katedralny
  • Plac Széchenyi
  • Dzielnica żydowska

Jest około 16.00 ale 900 km robi swoje i zanim uporamy się z hotelem, bagażami itp. jest już około 18.00 i mamy ochotę najwyżej na kolacje i mały spacer po Starym Mieście.

297

296W mieście kolejny raz nieoceniona okazuje się nawigacja. Pokazuje wszystkie restauracje i ciekawe miejsca. Mila kobieta w maszynce nie potrafi wprawdzie zrozumieć, że idziemy, a nie jedziemy i nie trzeba nam w kółko powtarzać „za 100 metrów skręć w prawo”, ale trafiamy gdzie trzeba. W restauracji mamy ochotę na coś „węgierskiego”. Kelner polecił kluseczki (rodzaj zacierek) z pikantnym sosem i trzeba przyznać, że były niezłe. Ponadto ceny są przystępne, wprawdzie w nominałach jak w Polsce przed denominacją, ale do przyjęcia.

Rano śniadanie, tankowanie za ostatnie wymienione w hotelu forinty i do granicy.
I tu okazało się, że wyjechaliśmy zbyt późno…

Granica wegiersko-serbska

298Jest niedziela rano. Po wjeździe na autostradę w kierunku Serbii od razu stajemy w ogromnym korku.
UWAGA – im później, tym korek narasta. Tak więc odradzam weekendowe przekraczanie tej granicy. W tygodniu jest tu zupełnie pusto (sprawdzone przy powrocie). Większość podróżnych czekających na odprawę to auta niemieckie, holenderskie i francuskie. Wszystkie wypełnione śniadymi obywatelami tych krajów w drodze do rodzin w Bułgarii i Turcji.

Serbia

Po trzech godzinach, z minimalnymi formalnościami na granicy (sprawdzanie winiety, zielonej karty, paszportów) jedziemy już w Serbii. Początkowo autostrada to tylko zwykła ekspresówka z jednym pasem w każdym kierunku i z minimalna prędkością do 110 km/h. W pobliżu Belgradu widać,że inwestują tu w nowe drogi i budowane są od razu dwa nowe paski autostrady na raz. Przez Belgrad przejeżdżamy szeroką czteropasmówką, ale z dużą ilością skrzyżowań i świateł. Przekraczając Dunaj, podziwiać można panoramę miasta. Potem znowu autostrada w kierunku Macedonii. Z ciekawostek – w Belgradzie przy autostradzie jest bardzo dużo bilbordów – zdecydowana większość jednak z użyciem alfabetu łacińskiego, a nie cyrylicy. To samo z policją – tylko raz wypatrzyliśmy auto oznaczone w j. serbskim.

314Autostrada

  • ceny za przejazd (link)
  • opłaty wnosić można w dinarach, ale także i euro (zwykle wydają nawet resztę w tej walucie)
  • zwykle płacimy od razu na bramce, jedynie za Belgradem pobieramy kwit w stylu włoskim (oplata na zjeździe)
  • całkowity koszt przejazdu auta o wysokości powyżej 1,3 m – 25 euro

Ogólnie jadąc ta drogą, mamy jak najbardziej pozytywne opinie o Serbii i Serbach. Na stacjach można płacić za paliwo, zakupy i posiłki w euro. Ludzie są mili i podobnie jak w Chorwacji z braćmi Słowianami idzie się porozumieć bez wysilania się na angielski czy niemiecki.

274 275Jedyny mankament w drodze to duże tłumy na postojach (kolejki do toalet, mnóstwo śmieci). Zwykle są do wieloosobowe rodziny, które rozkładają się na kocykach i odpoczywają w podróży. W niektórych restauracjach przygotowano dla nich specjalne menu w j. tureckim.
Po minięciu zjazdu na Sofie na autostradzie robi się nagle pusto. Pozwala nam mieć to nadzieje, że na granicy z Macedonia nie przeżyjemy tego, co na Węgrzech. Za miastem Nis dobra droga się kończy i poruszamy się zwykła, pokręconą krajówka.

Granica serbsko-macedońska 

272 273Na przejściu – zgodnie z naszymi nadziejami i przewidywaniami – aut nie ma wiele. Budynki od strony serbskiej zaskakują swoją bylejakością i tymczasowością. Po macedońskiej widać, że Unia wspomaga ten kraj i wszystko wygląda porządniej. Z tym wrażeniem kontrastują dzieci czepiające się klamek i żebrzące o drobne.

 

 

Macedonia

259 260Przez cały kraj prowadzi autostrada. Ta na południe jest w miarę nowa, poprowadzona osobna jezdnia tak, że nie widać aut jadących w przeciwnym kierunku ruchu (drugi pasek biegnie zupełnie inaczej). Bardzo dziwnie wyprzeda się na takiej autostradzie na zakręcie. Niby autostrada i linia przerywana, jednak niepewność pozostaje. Na każdym wiadukcie pojawiają się flagi macedońskie i unijne.

UWAGA NA POLICJĘ. Zwykle czają się z radarami tuż zaraz za przejściami granicznymi, na pierwszych ograniczeniach prędkości. Nie spotkaliśmy ich wprawdzie w drodze do Grecji, ale z powrotem już tak.

Po drodze mijamy miły pensjonat w cenie 52 Eu za pokój ze śniadaniem, jednak trzymamy się planu i pędzimy do Polykastro.

Granica macedońsko-grecka

Jest tak późno, że nie pamiętam jej dobrze (14 godzina jazdy). 
Jednak jak wcześniej ruch nie jest duży. Zaraz za przejściem skręcamy na pierwszy drogowskaz do hotelu

301

Grecja

Na miejscu znajdujemy bardzo miłe pokoiki. Są niewielkie (szczególnie łazienki), ale są  i to w przystępnej cenie (40 Eu ze śniadaniem). Właściciel widząc jak jesteśmy zdrożeni dorzucił jeszcze zimne piwo dla każdego. Bardzo polecamy. Rano nasze pociechy odreagowują poprzedni dzień, biegając po miasteczku. Jest małe i senne wiec nic nie stoi ku temu na przeszkodzie.

Jeszcze poranne śniadanie i pora ruszać w drogę. Naszym celem jest Kalambaka i położone nieopodal klasztory Meteory. Nasza droga biegnie autostradami w okolice Salonik a potem na Grevenne. Mapa Grecji w nawigacji, która nas prowadzi nie jest dokładna. Ponadto jedziemy nowiutka drogą, której nie ma nawet na zwykłej mapie.  Nie ma tu też właściwie żadnych parkingów a i stacje benzynowe są nieliczne.
304 305Uciekamy stad na drogi lokalne. Zastanawiające jest, że nagle przy drodze pojawia się wiele kapliczek. Niekiedy w jednym miejscu po kilka, zwykle ze świętymi obrazkami. Otóż, kapliczki stawiają w miejscach, gdzie coś się wydarzyło. Najczęściej oczywiście jest to po prostu wypadek, ale nie tylko… Może być to na przykład miejsce, gdzie właśnie cudem się uniknęło wypadku, gdzie się poznało dziewczynę, gdzie przyszło do głowy coś mądrego itd., itp. … Kapliczki mają drzwi. Stoi tam zawsze jakiś obrazek lub figurka i lampka oliwna. Obok butelka z oliwą. Czasem jeszcze „ofiary” w postaci… np. alkoholu. Obowiązkiem każdego prawdziwego Greka jest w przypadku jak taka lampka nie świeci, zatrzymać się, dolać oliwy i zapalić… (za www.grecja-online.pl). Starsze, bardziej zniszczone, wykonane są z metalu. Nowsze, odlewane z betonu, widzieliśmy w sprzedaży w tutejszych sklepach ogrodniczych razem z donicami i kwiatami .

Na miejsce docieramy dosyć wcześnie (mamy do przebycia w tym dniu niewiele ponad 250 km). Naszym oczom ukazują się niesamowite skały. Na ich szczytach właśnie mnisi zbudowali swoje znane na cały świat klasztory

011

 

 

UWAGI

  • Grecja leży w innej strefie czasowej – zegarki trzeba pogonić godzinkę do przodu.
  • za dnia trzeba się przyzwyczaić, że nie trzeba jeździć na światłach, a w terenie zabudowanym JEST TO ZABRONIONE

 

Meteory

Planując wyjazd do Grecji koniecznie chcielismy się tu znależć. Meteory, czyli kraina „skał zawieszonych w powietrzu” w które wczepione są bizantyjskie klasztory należy do cudów świata (wpisane na listę UNESCO) i do najwiekszych ciekawostek Grecji kontynentalnej. Fascynują niesamowite formacje skalne, które wg legendy powstały gdy Stwórca widząc zieloną i przcietą rzeką doline Tesali pomyślał, że jest to odpowiednie miejsce dla ludzi dociekajacych prawdy. Cisna wiec nieba garść kamieni i nakazał zawisnac w powietrzu. Wiedział, że ci, którzy dotrą na szczyt skal, będą mieli bliżej do siebie i do Niego.
008U stóp skał znajduje się miasto Kalampaka. Pomimo swojego współczesnego wyglądu jest stara miejscowością o strategicznej lokalizacji: niedaleko wypływajacej z gór rzeki Pindos obok przesmyku górskiego i na granicy miedzy Tesalia a Epirem. Zbudowano je od nowa po doszczętnym zniszczeniu przez hitlerowców w 1943 r. Kilka starych kosciółkow biznatyjskich i tradycyjnych domostw zachowało się w górnej części miasta w okolicach starej katedry. Sama stara katedra to dowód na długą historie miasta. Obecnie Kościół Zaśnięcia NMP wybudowany wg niektórych naukowców nawet na przełomie X i XI w. wzniesiono na miejscu bazyliki wczesnochrzescianskiej z VII w, a ta powstała najprawdopodobniej na ruinach antycznej świątyni Apollina. (za Przewodnik Ilustrowany GRECJA, Pascal 2007)

Nasza wizytę w tym arcyciekawym miejscu zaczęliśmy banalnie, od obiadu…

009 309 010 310

 

Jest to nasze pierwsze spotkanie z kuchnia grecką. Wszystkie dania kusza egzotyka. Musaka, baklażan duszony, rózne rodzaje mięs, papryki nadziewane farszem miesno-ryzowym, oczywiscie sałatka grecka to wszystko spróbowalismy na poczatek. Pózniej mieliśmy jeszcze ochote na ryby. W karcie oczywiscie są ale nie można ich dziś zamówić. Miła pani kelnerka obiecuje przynieść fisha iiii? Efekt widać na zdjeciu obok. Okazuje się, że Grecja otoczona zewszad morzem w ryby jest niezwykle uboga właśnie latem, ponieważ od maja do października można je łowic wyłacznie na wędke lub lampke (przyneta na lince zaopatrzonej w liczne haczyki).
Pokrzepiwszy sie na ciele wyruszamy do pobliskich klasztorów.

Klasztory Meteory są równie piękne, co tajemnicze. Według legendy, św. Atanazy (Agior Athanasios), założyciel Megálou Meteórou (Wielkiego Meteoronu), najstarszego monastyru, wzniósł się na szczyt dzięki pomocy orła. Bardziej przekonujące są jednak przypuszczenia o pomocy udzielonej pierwszym mnichom przez biegłych w sztuce wspinaczki mieszkańców wioski Stági, średniowiecznej poprzedniczki Kalambáki. Tak czy owak, budowa klasztorów była nie lada wyczynem. Niemiecki przewodnik dla alpinistów ocenia niemal wszystkie trasy w Meteorze jako „trudne”, sprawiające kłopot nawet osobom posiadającym nowoczesny sprzęt wspinaczkowy.

Pierwsze wspólnoty religijne pojawiły się tutaj pod koniec X w., kiedy w jaskiniach (jest ich pełno w okolicznych skałach) zamieszkała grupa pustelników. W 1371 r. dołączył do nich Jan Paleolog, który zrzekł się serbskiego tronu, by zostać mnichem Joasafem. Obecność potomka królewskiego rodu walnie przyczyniła się do zakładania kolejnych klasztorów. Okres największej świetności klasztory przeżywały za panowania osmańskiego sułtana Sulejmana Wspaniałego (1520–1566), kiedy to aż 24 skały zajęte były przez monastyry lub pustelnie. Największe z nich gromadziły ogromne skarby, czerpiąc zyski z posiadłości ziemskich podarowanych im w odległej Wołoszczyźnie i Mołdawii, a także samej Tesalii. Posiadłości te pozostawały w rękach mnichów do XVIII w., kiedy to życie klasztorne w całej Grecji poczęło wyraźnie podupadać.
(za przewodnik.onet.pl)

006Niegdyś wejście do monastyrów odbywało się po sznurowych drabinach lub po drewnianych rusztowaniach, drabinkach i mostach, połączonych w systemy komunikacyjne. Bardziej bojaźliwych wciągano na górę w sieciach. Pierwsze stałe mosty przerzucone nad przepaściami pojawiły sie tu dopiero pod koniec XIX w a pierwsze schody w początkach XX stulecia

Dziś Meteory połączone sa ze światem asfaltowa drogą, która obiega je wokół, tworząc pętle miedzy klasztorami. Do wyboru mamy drogę od strony Kalambaki oznaczona tablica Meteora odchodzaca od E92 w prawo, za torami, tuż przed wjazdem do miasta. Pozwala ona rozpoczac zwiedzanie od góry, czyli od najwyżej położonych, największych klasztorów. Druga możliwośc to skorzystanie z drogi biegnacej do wioski Kastraki i poznawanie Meteorów od strony najmniejszych, najniżej połozonych klasztorów.

Wybieramy druga możliwość i nasze auta powoli wspinają sie do góry. Widoki sa niesamowite. Co chwila zatrzymujemy sie żeby podziwiać widoki. Nie jest to latwe, droga jest wąska i nie ma zbyt wielu miejsc do parkowania

meteory_mapa

316

Moni Agiou Georgiu tou Mandila

Jeszcze z Kastraki zobaczyć można pozostałosci po monastyrze pod wezwaniem Św. Jerzego Zdobywcy. Na skalnej ścianie widać rozpadline obwieszona kolorowymi chustami, ktore wieszaja mężczyźni w dniu 23 kwietnia podczas uroczystości w dzień św. Jerzego. Jedyne pozostałosci po klasztorze to kapliczka oraz ikona św. Jerzego na skale. Jednak żeby je zobaczyć trzeba zreczności i wspinaczki na linie po pionowej skale.

Moni Agiou Nikolaou Anapafsas

011 001Pierwszy klasztor, na jaki można się natknąć jadąc do meteorów z wioski Kastraki, to wielopiętrowy monastyr Świętego Mikołaja Odpoczywającego. Jest to najmniejszy z klasztorów ulokowany na wąskiej 80 m metrowej skale. Dość trudne (bardzo strome) podejście oraz maleńkie rozmiary budowli sprawiaja, że należy również do rzadziej odwiedzanych. Istniał już pod koniec XIV w. 100 lat pózniej poddano go gruntownej przebudowie i ozdobiono malowidłami. W 1909 r nikt juz w nim nie mieszkał a mury chyliły sie ku ruinie. W pierwszych latach II w światowej zostal uszkodzony przez niemieckie bomby. W latach 60-tych XX w. rozpoczęto renowacje ukończoną przed kilkoma laty.

Godziny otwarcia: codziennie 9.00 – 18.00.

002 003Monastyr Rusanou

Klasztor Rousanou otrzymał nazwę od pierwszego mieszkańca, który prawdopodobnie nazywał się Rusanos. Niestety nie znaleziono pisemnych źródeł potwierdzających ten fakt. Prawdopodobnie klasztor został założony w 1380 r. przez mnichów Nikodema i Benedykta. W 1546 r. został wyremontowany i rozbudowany przez mnichów Maksyma i Joasaf z Joaniny. Kościół ma swoje święto w dzień Metamorfozy Jezusa.

012

Ściany zdobią cudowne freski, znajdują się tam też wota wśród których są obrazy, naczynia liturgiczne, krzyże, szaty mnichów i relikwie świętych.

Do 1897 r. pielgrzymi wchodzili po drabinie zawieszonej w powietrzu, później w tym miejscu wybudowano dwa drewniane mosty (1930), które zapewniają wygodne wejście licznym pielgrzymom.

Godziny otwarcia: codziennie 9.00 – 18.00.

Moni Varlaam

Pierwszym mieszkańcem tej skały był Warlaam, który w roku 1350 wybudował mały kościół pod wezwaniem Trzech Świętych oraz kilka celi dla mnichów.

W roku 1518 weszli na tą skałę dwaj bracia – Nektarios i Theofanis, którzy pochodzili ze szlacheckiej rodziny z Joaniny. Wybudowali oni od nowa kościół Trzech Świętych a także kościoły: Wszystkich Świętych i Świętego Jana Proroka. Kopuły w kościele są w kształcie krzyża. Malowidła na ścianie zrobił w roku 1458 wielki artysta z Krety – Franco Katelana, a wejściową część kościoła ozdobił malowidłami ksiądz Jerzy z Thiwa.

013

W 1627 r. kościół Trzech Świętych został ozdobiony freskami przez Stergiosa i Kirilosa. W 1922 r. zrobiono schody w skale, tak więc pielgrzymi wchodzą teraz bezpiecznie i wygodnie. Używana jest także siata do przenoszenia rzeczy.

Pierwsi mnisi weszli na tę skałę robiąc prowizoryczną drabinę (szczeble były wbite w skałę). Trochę później zastąpiono ją drabiną zawieszoną w powietrzu. Trzeba było dużo wysiłku i odwagi, aby w ciągu pół godziny wejść na szczyt. Wśród relikwii klasztoru (które znajdują się w skarbcu) są kości wielu świętych a także habity, krzyże, naczynia liturgiczne ze srebra, ewangelia cesarza Konstantyna, rękopisy na pergaminie, żelazny pas właścicieli klasztoru, haftowany złotym epitafium Jezusa.

005

015 021 004


Moni Megalou Meteorou

Godziny otwarcia: codziennie oprócz wtorku 9.00 – 13.00 i 15.15 – 18.00.

Na wysokości 613m n.p.m. i 475m.w. nad korytem rzeki Pinios znajduje się, największa skała z grupy Meteorów. Na niej zbudowano klasztor Metemorfozy.

Pierwszym, który zamieszkał na tej skale był Athanasios w 1380 r. wybudował tam świątynie.Klasztor odnowili i rozbudowali dwaj mnichowi: Joasaf w latach 1387-88 i Symeon w latach 1541-42. Klasztor mawygląd okazały, swym wyglądem przyciąga wzrok. Ołtarz jest rzeźbiony w drewnie, a następnie złocony. Tron przeora jest dekorowany sentefirem (kamień szlachetny), ściany są zdobione malowidłami, które ilustrują dogmaty kościoła, historię i liturgię życia kościoła ortodoksyjnego.
Obok tego budynku znajdują się jeszcze trzy małe kościoły. Są to kościoły św. Athanasjosa, który znajduje się przy wyjściu z klasztoru, drugi kościół św. Konstantyna i św. Heleny z roku 1769, trzeci kościół św. Jana Proroka z 1600 r. Wśród relikwii znajdują się CZASZKI założycieli Joasafa i Athanasjosa, relikwie wielu świętych, oraz wota wielu cesarzy bizantyjskich i patriarchów, krzyże, obrazy, rękopisy oraz pergaminy zawierające symbole, srebrne naczynia liturgiczne. W bibliotece znajduje się 600 tomów starodruków.

Do 1923 r. wchodzono do klasztoru po sznurkowej, wiszącej drabinie lub wciągano ludzi w specjalnej SIACIE. Dzisiaj wchodzi się do klasztory wykutymi w skale korytarzami i schodami. Tą drogą wchodzą pielgrzymi do tego potężnego meteora.

016 018 020

 

Pozostałe dwa udostępnione klasztory Klasztor Świętej Trójcy (link) oraz Klasztor Świętego Stefana (link) ominęliśmy gdyż droga do nich biegnąca od strony Kastraki była w remoncie

Z waznych informacji – wszystkie przewodniki podaja informacje o konieczności ubrania „godnego” stroju (wszyscy – zakryte ramiona, mężczyźni – dlugie spodnie, kobiety – spódnice conajmniej do kolan). Na miejscu okazuje sie, że malo kto przejmuje sie ta tradycją (a nasze dziewczyny meczyly sie w spodnicach ;).

Wewnątrz klasztorów zabronione jest fotografowanie i filmowanie

 

Droga do Kalamaty

mapa_GRECJA_1

Wyruszamy zaraz po śniadaniu. Przebieg trasy przedstawia mapka obok. Początkowo lokalnymi drogami dobijamy do autostrady.

Na drogach pojawia się spora ilość pikapów (od najstarszych modeli nawet z lat 60.).

022

Przy czym tu są to naprawdę użytkowe auta (większość ma skrzynię przystosowaną do przewozu towarów jak i zwierząt, a w Atenach widziałem nawet taki zabudowany skrzynią z krat w dwóch poziomach, z czego na górnym ktoś spał w pościeli ). Dotyczy to również samochodów nowych, jednak w większości są to staruszki mocno poobijane, co dobrze świadczy o ich trwałości, jeszcze jeżdżą 

Plan zakłada ominięcie Aten, żeby nie nadkładać drogi. Z autostrady zjeżdżamy w okolicach miasta Thiva. UWAGA! Przejazd jest dosyć trudny. Nam pomogła nawigacja, ale oznaczenie drogowskazami jest fatalne. Droga, którą jedziemy, jest wąska i kreta. W większości bez możliwości wyprzedzania (zakręty i podwójna ciągła), ale Grecy radzą sobie. Nie dziwi więc ilość przydrożnych kapliczek przy takiej jeździe.

Na obiadek zatrzymujemy się w przydrożnym barze. Pomimo, że jest 40° obsługa ubrana jest w fartuchy założone na t-shirty. Ufff. Lokal, w którym się zatrzymaliśmy, posiadał ogromny grill węglowy, na którym piekły się jednocześnie duże ilości mięsa – to dla klientów na wynos. Ponieważ menu było dla nas zagadką, poprosiliśmy o możliwość wyboru tego, co widzieliśmy w kuchni.

To co nam się spodobało, to papierowe obrusy (spotykaliśmy się z nimi wszędzie poza Atenami) zimna woda i chleb, na start. Potem grillowane mięso, grecka sałatka i… koniec menu. UWAGA – nigdzie poza Kalambaką nie było możliwości zamówienia do posiłku soku. Nawet przewodnik National Geographic zawierający uproszczony słownik nie podał takiego wyrazu do posługiwania się w restauracji.

023 024 025

Na autostradę wracamy w okolicach miasteczka Mandra. Z okien zobaczyć można Pireus i morze, gdyż droga przebiega wybrzeżem. Z niecierpliwością wypatrujemy kanału. I jest! Zjeżdżamy na pobliski parking. Oczywiście upał jak jasna … Przez Kanał Koryncki przerzucony jest też most dostępny dla ruchu lokalnego, z chodnikiem dla pieszych. Spacerkiem przechodzimy, podziwiając strome ściany wykute w skałach. Wypatrujemy statku, którego zobaczenie jest podobno dobrym znakiem w podroży i… jest!

 026

W międzyczasie wydzwania do nas sympatyczny Grek, od którego wynajmujemy dom. Umawiamy się na przyjazd.

Wg mapy autostrada prowadzi do samej Kalamaty. Nie jest to prawda. Kończy się w okolicach Tripoli, by potem biec zwykłą, lokalna trasą. UWAGA – czasami widać pozostałości jakiejś autostrady, która wygląda na opuszczona i zniszczoną (w wyniku trzęsień ziemi, pożarów?). Do Kalamaty przybywamy około 18.00. Jesteśmy umówieni na spotkanie z właścicielem domu pod hotelem FILOKSENIA (duży i trudno go przeoczyć). Dziwimy się, dlaczego nie podał po prostu adresu. I wszystko jasne – tu nie ma na domach nr. Są nazwy ulic, nawet w alfabecie łacińskim, numerów nie. Nasz dom znajduje się w Verga Messinias. Tam tez się udajemy.

098KALAMATA

(link do strony miasta)
Kalamata to największe miasto południowego Peloponezu, słynące z upraw fig i oliwek (odmiana Kalamata – duże i zielone). Tych ostatnich dane mi było spróbować w sałatkach (zawsze z pestkami) i przyznam szczerze – nie bardzo smakowały.

Zabudowa miasta jest nieciekawa. Głownie składa się z brzydkich, niewysokich bloków z dużą ilością tarasów.
I nic dziwnego. Jest to rejon bardzo aktywny sejsmicznie. Ostatnie duże trzęsienie ziemi zdarzyło się tutaj w 1986 r (zginęło 20 osób). W lutym bieżącego roku ziemia również była tu niespokojna. Wstrząsy ocenione na 7,3 stopni w skali Richtera wywołały panikę w mieście. Ich epicentrum znajdowało się na morzu, ok. 61 km na południowy zachód od miasta i były odczuwalne nawet w Atenach (link)

101

Wśród niewielu zachowanych zabytków najciekawszy jest frankoński zamek Geoffreya Villehardouin na północy miasta zbudowany przez krzyżowców w XIII w. Nam nie było dane go zobaczyć – remont.

Miła pani w kasie pozwoliła wejść jedynie do pobliskiego amfiteatru (budowla jak najbardziej nowożytna – odlana z betonu 😉

W okolicach zamku znajduje się jeszcze:

  • Obok zamku zlokalizowany jest też duży, nowoczesny kościół z przepięknymi malowidłami i popiersiami dostojników kościelnych przed wejściem.Mały, bizantyjski kościół z X w. – symbol miasta.
  • Muzeum Benaki w którym znajdują się ważne zabytki archeologiczne z regionu Messinia, obejmujące chronologicznie okres od epoki brązu do czasów rzymskich,
  • The Military Museum of Kalamata – muzeum eksponujące różne rodzaje broni i mundurów wojskowych Greków w różnych okresach historycznych,
  • Galeria Miejska i Gallery of Modern z ok. 500 eksponatami sztuki greckiej.

Miasto

Nie wybierajcie się tu w ciągu dnia. Zastaniecie miasto pozamykane, smutne i byle jakie. Prawdziwe życie zaczyna się tu po 17-tej. Nagle okazuje się, że jest tu mnóstwo ludzi, a brzydkie ściany pokrywają wielobarwne kramiki z wszelakim towarem.

mapa_GRECJA_2 099 103 104
195 198 201 198
 197  200  199  196

 

203Dworzec kolejowy

Zlokalizowany w centrum, obecnie zamknięty, jest miejscem ekspozycji starych pociągów i spotkań (kawiarnie). Niestety wandale zeszpecili piękne zabytkowe parowozy graffiti.

Sklepy

317Brak tu marketów dużych sieci. Jedyne większe to Lidl (ma ocieniony parking – docenicie to jeśli postawicie auto w tutejszym słońcu) i Champion, ale maja zaopatrzenie umiarkowane. Wiele za to mniejszych marketów już w mieście.

Ulubionym sklepem naszych dzieci był zlokalizowany w pobliżu portu JUMBO – duży market z zabawkami (polecam – tanio)

 


Port

319

097

Jak widać na satelitarnym zdjęciu na górze strony, miasto posiada całkiem spory port. Jednak w czasie naszego pobytu niewiele statków tu zawinęło. Magazyny portowe stały w ruinie. Bardziej żywa była część zajmowana przez rybaków, jednak w wakacje, ze względu na ograniczenia połowów, też niewiele się tu dzieje.

 318

158Plaża

Całe wybrzeże to jeden długi ciąg kamienistych plaż z parasolami, restauracyjkami i całym tłumem turystów (jak dobrze, ze mieszkamy ZA Kalamatą ;). Ciekawie pracuje obsługa barów. Ponieważ budynki znajdują się po drugiej stronie ulicy, kelnerzy muszą przeciskać się pomiędzy ciągle przejeżdżającymi autami.

 

Dla milusińskich jest też wesołe miasteczko i plac zabaw. Wszystko czynne dopiero wieczorem (w dzień wszystko jest tak rozgrzane, że aż parzy!)

 

Okolice

W wolnym czasie zwiedzam okolice miasta. Jest tu tak trochę byle jak. I nie chodzi tu o budynki – ciągle w budowie, żeby nie płacić podatków – ale o niezadbane uliczki i podwórka. Wszędzie po krzakach stoją stare łady i nieżywe już pikapy. Ogrodzenia byle jakie, brak porządnych chodników.

Z ciekawostek: podczas jednego ze spacerów wypatrzyłem oryginalny i ciągle używany piec na jednym z podwórek. Przypadkowo zabłądziłem też do szkoły jeździeckiej.

Obok naszego domku mieliśmy market a w nim mala rzeźnie. Rano stały tam auta wypełnione kozami i bydłem.

161 160 037 036

Koroni i Methoni

Jeden dzień postanawiamy przeznaczyć na zwiedzanie twierdz w Koroni i Methoni. Nazywano je „oczami Wenecji”, gdyż z ich murów śledzono ruchy statków z Grecji do Italii. Jedziemy zwykła, lokalna drogą, wiec trafiają się lokalne klimaty: pikapy z ludźmi i zwierzyna wszelaką na pace  i przydrożni sprzedawcy owoców (jak na zdjęciach poniżej). Początkowo trasa biegnie w dolinie wiec droga jest prosta i nie ma zbyt wiele zakrętasów.

041 043
042

 

Pierwsze z miast na celowniku to Koroni

Wjeżdżamy do miasta i natychmiast cofamy się w czasie. Wąskie uliczki, że trudno się przecisnąć. Dla aut właściwie tylko jedna droga – pozostałe za wąskie i po schodach. Po raz pierwszy widzimy też prawdziwe ryby!!! Są na jednym ze stoisk w pobliżu portu. Droga, którą się poruszamy, prowadzi do portu właśnie. Tutaj dopiero można się zatrzymać – duży parking dla aut. W porcie znaleźć można też restauracje i wszelkiej maści sklepiki z pamiątkami.

 052

054 053 044

 

Zaczynamy od… obiadku. Koroni to miejscowość turystyczna. Wybór dań większy. Do dyspozycji mamy również ryby (horrendalne ceny). Poza tym jak zwykle mięsa z grilla i sałatki – grecka i pomidorowa (identyczna z grecka tylko bez fety). To zaczyna być frustrujące. Znajomi, którzy w Grecji byli twierdzili, że bywali ciągle głodni. Nie chciało mi się w to wierzyć. Teraz już wiem – menu jest tu zbyt krótkie. Dania nudzą się szybko. Bo ile razy można jeść sałatkę grecka?

Dziś pora na macki . Ośmiornica jest niczego sobie.

045 320 321 061

 

 

Zwiedzanie twierdzy

Z portu widać i mury i wejście do warowni. Jej budowę rozpoczęto 1206 r. Do dnia dzisiejszego ogromnej grubości mury zachowały się nieźle, chociaż są miejsca, gdzie cale partie umocnień „zjechały” wraz ze stromym brzegiem do morza. Za murami znajdują się prywatne domy z ogródkami oraz żeński klasztor Timiou Prodromu. Spacerkiem przemieszczamy się wąskimi ścieżkami obok domków i zaglądamy do kościółków.

055

 

049 048 050 046

 

056

Plaża

Z murów  widzieliśmy rozległą plaże po drugiej stronie cypla, na którym znajduje się twierdza. Wracamy do aut i naprawdę wąskimi uliczkami docieramy na miejsce. Tamże wygodny parking i możliwość wynajęcia leżaków (6 euro za 2 + parasol). Piasek byłby bardzo przyjemny, gdyby nie był tak gorący! Gołą stopą stąpać można tylko tam gdzie sięga cień parasola. UWAGA – woda w morzu zawiera bardzo dużo trawy morskiej. Niby nic, ale jednak dosyć dziwnie pływa się w tym sianie.

057Methoni

Miasto i twierdza znajdują się po drugiej stronie Półwyspu Messeńskiego. W drodze widać następujące zmiany. Budowlańcy prostują zakręty i rozkopują wzgórza. I jeszcze przygoda z osiołkiem. Zauważam go przy drodze i zatrzymuję się celem wykonania pamiątkowej fotki. Osiołek również mnie spostrzegł i pęęęęęęęęędem przybiegł. Został nagrodzony herbatnikiem .
Docieramy do miasta i parkujemy auta w zagajniku przy plaży. Potem spacerkiem przez miasto i do twierdzy. Jest naprawdę ogromna. Budowana w tym samym czasie, co widziana wcześniej warownia w Koroni, przytłacza swoja wielkością. W porównaniu z Koroni jest tu więcej do obejrzenia. Wewnątrz znajdują się nieliczne ruiny domów, katedry, tureckiej łaźni i kilka korytarzy. Tu również potężne mury nadgryzione są zębem czasu – w kilku miejscach leża zrujnowane u podnóża cypla.

Na uwagę zasługuje mały, dobrze zachowany fort, do którego biegnie wąska, kamienna grobla.

058

068 067 064
062 063 069

066

065

 

059Po zwiedzaniu dajemy jeszcze szanse naszym milusińskim na zabawę. W zagajniku, w którym zaparkowaliśmy, jest mały plac zabaw.

Jak wszędzie, i tu obecni są sprzedawcy melonów i arbuzów oferujący owoce prosto z paki swoich pikapów.

W planie mieliśmy jeszcze zwiedzanie pobliskiego Pałacu Nestora. Jednak ze względu na późną porę oglądamy okolice, w której się znajduje, z daleka, myśląc już o powrocie do domku.

 

MISTRA I SPARTA

mapa_GRECJA_3

Wyświetl większa mapę

DROGA
074
Przypatrzcie się uważnie mapie powyżej. Pomimo, że do Sparty z Kalamaty w linii prostej jest może 30 km, to te zakręty, bardzo dużo zakrętów, wydłużają drogę niesamowicie . Biegnie ona wąwozem i powoli wspina się na tyle wysoko, że temperatura z prawie 40° spada do 24°. Stad przewidywany czas podróży bardzo nam się wydłużył.

Mijamy wypalona lasy i gaje oliwne. To ślady zeszłorocznych ogromnych pożarów. Spaliło się wówczas w Grecji około 70 000 hektarów lasów i zginęło wiele ludzi.
Zdjęcia pożarów wykonane przez satelitę na Wikipedii

Przy drodze po wsiach zobaczyć można stoiska przydrożnych sprzedawców owoców. Będąc w południowym kraju, trudno było się spodziewać, że zamiast moreli, brzoskwiń czy fig, będą oferować CZEREŚNIE. No cóż, taka pora roku. A we Włoszech w sierpniu pysznie smakowały figi prosto z drzewa . Mmmm.

Poza owocami miejscowi proponują jeszcze przyprawy wszelakie, czosnek w warkoczach oraz pamiątkowe naczynia w rożnych kształtach wykonane z szyszek.

076 075
323

 

mapa_GRECJA_4MISTRA

Miasto jest bardzo rozległe. Można je zwiedzać na dwa sposoby. Wchodząc na górnym lub dolnym parkingu i spacerkiem obejść wszystko to, co warto zobaczyć, lub obejrzeć trochę na dole i potem podjechać na górę. My od razu jedziemy na górny parking. Stad jest bliżej do twierdzy, która chciałbym zobaczyć, a i chodzić nie będziemy za dużo – jesteśmy z dziećmi – nie będziemy się katować w upale. Parking jaki zastaliśmy jest duży i przestronny. Jednak w poszukiwaniu niezbędnego cienia lokujemy się gdzieś wcześniej w krzakach .

Wąską ścieżką przemieszczamy się do bramy wejściowej. Tutaj kasa biletowa i oplata – 5 euro dorośli.

Moje kochane dziecię zwiedza w swój ulubiony sposób – na moich plecach (niektóre barany nazywają ten sposób na barana).

Poniżej opis miasta za Wikipedią (link)

Wspaniała, rozległa Mistra (Mystrás), przytulona do stromych zboczy Tajgetu, dla wielu jest największą atrakcją na całym Peloponezie. W zdumiewająco dobrym stanie zachowało się tu kompletne miasto w stylu bizantyjskim, niegdyś zamieszkane przez ok. 20 tys. obywateli.
088Krętymi alejkami, przez monumentalne bramy, obok średniowiecznych domów i pałaców, a przede wszystkim licznych kościołów, z których kilka słynie z fenomenalnych fresków, chodzi się jak po jakimś gigantycznym muzeum architektury, malarstwa i rzeźby. Czasem można nawet mieć wrażenie przeniesienia się w tamte czasy.

Mistrę założyli Frankowie. W 1249 r. Gotfryd II (Guillaume) de Villehardouin, czwarty frankoński książę Morei, zbudował tu zamek, który wraz z dwoma innymi (w Monemvassíi i na półwyspie Mani) miał strzec jego posiadłości. Jednak w 1262 r. Frankowie zostali wyparci z Mistry przez Bizantyjczyków. To właśnie oni w tym odizolowanym trójkącie na południowym Peloponezie, obejmującym dawne terytoria Sparty, stworzyli w XIII w. despotię (despotat) Mistry. Była ona ostatnią prowincją bizantyjską w Grecji i przez wiele lat, kiedy Konstantynopol przeżywał czasowy upadek, pełniła funkcję stolicy.

Znaczenie polityczne Mistry nie dorównywało jednak jej osiągnięciom artystycznym. Przez cały wiek XIV i pierwsze dekady XV, Mistra stanowiła kulturalne i intelektualne centrum bizantyjskiego świata. W tamtych niepewnych czasach wspierała ona rozwój renesansu w sztuce, przyciągała też najznakomitszych bizantyjskich uczonych i teologów, w tym wielu członków cesarskich rodów Kantakuzenów i Paleologów.

W Mistrze przeżywała też rozkwit bizantyjska architektura – powstał wówczas wspaniały Pałac Despotów i liczne kościoły, zwieńczone kilkoma kopułami i ozdobione fantastycznymi freskami. To one –znakomicie zachowane i fachowo odrestaurowane – decydują przede wszystkim o randze tego niezwykłego miejsca. W malarstwie nietrudno zauważyć wpływ nauk Plethona i jego kręgu: typowe bizantyjskie postacie ukazano tu bowiem w bardziej naturalistycznej formie i scenerii.

Późniejsza historia miasta jest typowa dla Peloponezu. Od połowy XV do końca XVII w. znajdowało się ono w rękach tureckich. Potem na krótko zdobyła je Wenecja (1667 r.) i Mistra ponownie rozkwitła, osiągając 40 tys. mieszkańców. Upadek zaczął się wraz z powrotem Turków w 1715 r., a dalsze zniszczenia przyniosło powstanie greckie. W latach 1770 i 1825 miasto stawało w ogniu pożarów, które kończyły się ewakuacją mieszkańców. Jego odbudowę rozpoczęto na początku XX w.; na krótko przerwała ją wojna domowa (na terenie miasta rozegrała się jedna z bitew). Żeński klasztor Pantánassa pełnił wówczas rolę ochronki dla dzieci z Dolnego Miasta. Prace konserwatorskie ukończono w latach 50., kiedy przesiedlono stąd ostatnich mieszkańców.

Bizantyjskie miasto (latem 8.00-20.00, zimą 8.00-14.00;) składa się z trzech części: Katochory (Dolnego Miasta), gdzie znajdują się najważniejsze kościoły, Anochory (Górnego Miasta), otaczającej rozległe ruiny pałacu królewskiego, oraz Kástro (zamku). Jedno wejście na teren Mistry znajduje się u stóp Dolnego Miasta, a drugie na górze, przy zamku. Miasto jest dobrze oznakowane.

078

087 086 085 077
080 079 081 082

Zamek089

084

Zamek położony jest, jak widać na zdjęciach, na szczycie góry. Trzeba się dosyć mozolnie wspinać, co w połączeniu z upałem skutkuje pozostaniem części wyprawy u jego stóp. Dzieci również zostają. Jak dobrze. Syn ma już 5 lat, lekki nie jest. Na górze obejrzeć można wspaniałą panoramę na okolice. Sam zamek nie wywiera porażającego wrażenia. Już na górze stwierdzić można jak niewiele z niego zostało …

Po zwiedzaniu udajemy się na obiadek do współczesnego miasta Mistra położonego nieopodal. Ponieważ jest to bardzo turystyczne miejsce  jest tu bardzo porządnie. Uliczki są zadbane i ładne. Wiele restauracji proponuje tradycyjne menu (niestety) w cenach dosyć wysokich.

mistra__m

 

SPARTA251__m

Sparta rozczarowuje. Jeśli dotrzecie do tego miasta rządni zobaczenia pozostałości po antycznych Lacedemończykach, zastaniecie zwykłe miasto ze zwykłymi nawet nie bardzo zabytkowymi domami.

I nic dziwnego. Obecna Sparta to miasto powstałe na ruinach swojej starożytnej poprzedniczki dopiero w 1834 r. Wskrzesił je pierwszy król nowożytnej Grecji Otton Bawarski. Dziwi i zaskakuje jednak, że mieszkańcy nie cenią jednak tego, co mają. Nie starają się jakoś specjalnie swojej wielkiej historii uwypuklić. W mieście trudno o jakiekolwiek drogowskazy czy zachęty do odwiedzenia antycznych atrakcji (my ich nie znaleźliśmy).
Podobno wart zobaczenia jest współczesny pomnik Leonidasa i usytuowany niedaleko stadion z marmurowa tablicą upamiętniająca zwycięstwa spartańskich zawodników w olimpiadach na przestrzeni ponad 2700 lat. Nie udało nam się go odnaleźć. Może niezbyt wytrwale szukaliśmy.
Trafiliśmy natomiast w rejon antycznego akropolu. Piękne to miejsce pozwala na romantyczne spacery wśród oliwkowych drzewek. Można je też przemierzać samochodem. Nie ma obawy – zabytki są tak nieliczne (zaledwie kilka archeologicznych odkrywek), że jeździć można bez obawy. Tyle żarty. Na poważnie to zobaczyć można nieliczne ocalały resztki świątyni Ateny, starożytnego teatru, sanktuarium Artemidy Orthia. Aż dziwne, że Spartanie, konkurenci Ateńczyków o hegemonię w całej Grecji zostawili po sobie jednak skromne pozostałości. Przyczyną takiego stanu rzeczy z jednej strony było położenie miasta w wąwozie dogodnym do obrony, a wiec niewymagającym kosztownych fortyfikacji, jak i przedkładanie rozwoju siły militarnej nad kulturę i sztukę.

Już Tukidydes w V w p.n.e. pisał:

„Jeśliby… miasto Lacedemończyków opustoszało, a pozostały tylko świątynie i fundamenty budowli, to – jak sądzę – po upływie dłuższego czasu nikt z potomnych nie chciałby uwierzyć, że potęga Lacedemończyków była tak wielka, za jaką uchodzi; a przecież mają oni w swym posiadaniu dwie piąte Peloponezu oraz hegemonię nad całym półwyspem i licznymi sprzymierzeńcami; jednak przez to, że miasto nie jest zwarcie zbudowane, że nie posiada okazałych świątyń i budowli, lecz według dawnego helleńskiego zwyczaju jest założone na sposób wsi, może komuś wydawać się słabsze. Jeśliby zaś to samo spotkało Ateny – to z ich zewnętrznego wyglądu można by było wywnioskować, że potęga Ateńczyków była dwukrotnie większa niż w rzeczywistości.”

Wartym zobaczenia jest także Muzeum Archeologiczne. Mieści się ono przy ulicy Agiou Nikonos 71, a wstęp kosztuje 2 euro. Niewielki ten obiekt udaje nam się znaleźć ,jeżdżąc po omacku po mieście (Sparta nie jest duża ). Jednak o zgrozo przybyliśmy PO 15-tej i jest ZAMKNIĘTE! . Wszystkiego można było się spodziewać, sjesty chociażby, ale żeby muzeum zamknąć zaraz po południu? Przecież tutaj życie zaczyna się po południu!

Poniżej załączam opis za kolegą Xenonem, z relacji z wyprawy rowerowej po Grecji (link)

„Pierwszym wartym widzenia eksponatem jest popiersie hoplity, prawdopodobnie jest to podobizna Leonidasa, bohatera spod Termopil. Wykopano je z okolic spartańskiego Akropolu. Jest tam sporo przedmiotów codziennego użytku i drobnych darów wotywnych dla świątyń (figurki ludzi i zwierząt). Są maski rytualne, sporo płaskich i wypukłych reliefów, a nawet doskonale zachowane kamienne pieczęcie. Ciekawostka są małe kamienne noże, ofiarowywane młodym Spartanom. Mieli oni po uprzednim „wykorzystaniu” złożyć je w ofierze Artemidzie. Zwiedzanie muzeum zajęło godzinę, takie jest małe.”

Ponadto w leżącej niedaleko wsi Amyklai znajdują się ruiny świątyni Apolla, gdzie odbywało się chyba najważniejsze święto Spartan, Hiakintia, z okazji pojednania z Achajami. Jest też coś, co nazywają Leonidionem, czyli monumentem ku czci Leonidasa, jednak wszystko są to raczej nieregularne kupy kamieni, niekoniecznie kojarzące się ze wspaniałą sztuką grecką.

091

094 093 092 090

095

 

 

 

MONEMVASSIA

325

Mając doświadczenia z wycieczki do Sparty, na kolejny wypad na następny „palec” peloponeski wybieramy się naprawdę wcześnie rano. Droga tak jak poprzednio kluczy, by wreszcie od Sparty stać się znośniejsza.

UWAGA – dalej jedzie się dużo spokojniej – Grecy ambitnie „prostują” zakręty rozkopując góry i budując estakady. Zauważyć można zmianę roślinności. Bardzo licznie pojawiają się tu pomarańczowe sady o tej porze roku obwieszone owocami.
Docieramy do wybrzeża i naszym oczom ukazuje się panorama z masywem, na którym zbudowano miasto (zdjęcie poniżej).

monemvasia_panorama__m
Monemvassia położona jest na ogromnej skale, która oddzieliła się od lądu w wyniku trzęsienia ziemi w 375r. W VI w. wybudowano tu miasto i port, które przez niemal siedem wieków pozostawało w rękach bizantyjskich. Jedynie w 1249 r. po trzyletnim oblężeniu na krótko zdobyli ją Frankowie, którzy bardzo szybko musieli oddać miasto w zamian za uwolnienie pojmanego Guillaume`a de Villehardouina. Później był to główny port handlowy despotatu Morei i faktyczna stolica bizantyjskiej Grecji. Mistra, mimo obecności dworu, nigdy nie była niczym więcej niż dużą wsią, tymczasem Monemvassía w szczytowym punkcie swego rozkwitu liczyła 60 tys. mieszkańców. Strategiczne położenie i znakomite naturalne warunki obronne pozwalały miastu kontrolować morskie drogi z Włoch i Zachodu do Konstantynopola i Lewantu.

121Nazwa miasta utworzona od słów moni emvasis (jedyne wejście) pochodzi od jedynej drogi dojazdowej z lądu stałego prowadzącej przez groblę (długości kilometra) i mostek zbudowane już w XX w. na miejscu dawnych drewnianych mostów). Ze wsi Géfira, gdzie rozpoczyna się szosa biegnąca groblą do Monemvassíi (czy też do Kástro, jak nazywają ją mieszkańcy), średniowieczne miasto jest całkowicie niewidoczne. Zbudowano je bowiem po przeciwnej stronie skały. Groblą udajemy się do samej bramy wejściowej (jest kawałek drogi do przejścia), tam zostawiamy rodzinki (zakaz parkowania) i szukamy miejsca parkingowego. Nie jest to łatwe. Wzdłuż całej trasy upchane na palącym słońcu staja jeden za drugim auta aż do samego mostu.

Przechodzimy wąziutką ufortyfikowaną bramę i naszym oczom ukazuje się miasto – spiętrzone jeden nad drugim domy pokryte dachówką i rozdzielone wąskimi brukowanymi uliczkami, otoczone murem ogrody, charakterystyczne bizantyjskie kościoły i – wysoko w górze – nieprawdopodobnie długie zamkowe mury broniące Górnego Miasta, położonego na samym szczycie.

opis za Wikipedią (link)

127

Kluczymy wąskimi uliczkami, w ogromnym tłumie turystów (jest niedziela). Wszędzie sklepiki, restauracje, małe hoteliki. Wąska ścieżka wspinamy się do Górnego Miasta. Warto się tu wspiąć nie tylko po to, by uciec przed rzadko tu docierającymi turystami. Jest ono znacznie rozleglejsze, niż wygląda z dołu. Przed zwiedzaniem warto zaopatrzyć się w prowiant. W niektórych miejscach można łatwo spaść ze skały lub wpaść do nieogrodzonego zbiornika na wodę, dlatego należy uważać na dzieci i nie zapuszczać się tu po zmroku. Wewnątrz wszystko obróciło się w ruinę, nierestaurowane i opuszczone.

126 125 124 123
117 118 119 122
116 113 114 110
108 111 112 120

 

130Wracamy i na drogę powrotną wybieramy ścieżkę po murach. Ponieważ jest pora jak najbardziej obiadowa – na słuch (szczek sztućców) znajdujemy mila restauracyjkę, lekko na uboczu głównego szlaku. Ponieważ jesteśmy w miejscu bardzo turystycznym – wybór dań jest bardzo duży.

Po zwiedzaniu jedziemy jeszcze do wsi Géfira, żeby z pobliskich wzgórz zobaczyć panoramę. Droga asfaltowa kończy się bardzo szybko. Nasze traktorki wspinają się jednak ostro po szutrówce, żeby dostrzec do miejsca, skąd widać ładnie okolicę i wyspę.

131

W drogę powrotna udajemy się znaną trasą przez Spartę. Jeszcze mały postój, żeby nabyć czereśni od miłego pana, który proponuje jeszcze przyprawy, czosnek w wiankach czy naczynia z szyszek.

 

Półwysep MANI

Mani leży na środkowym z trzech palców – półwyspów wysuwających się w morze z masywu Peloponezu. Sam jego czubek, przylądek Matapan, zwany też Akra Tenaro – jest najbardziej na południe wysuniętym punktem Grecji kontynentalnej. Tu właśnie znajduje się według legendy wejście do Hadesu. Ale nawet bez takich skojarzeń, wkraczając na teren Mani, rozumiemy, że jest to miejsce szczególne. Im bardziej na południe tym krajobraz staje się bardziej surowy i dziki, a domy przybierają kształt kamiennych wież, symbolu wojowniczej przeszłości regionu (za GRECJA Przewodnik National Geographic).

KAMBOS

034

Nasza pierwsza wyprawę na na półwysep kierujemy do Kardamili. Tak się składa jednak, że droga ta mecząca jest bardzo. Tak więc nasza podróż kończy się w małym miasteczku Kambos położonym wśród wyschniętych wzgórz, gdzieś w połowie drogi. Sama miejscowość nie jest duża, do przejścia piechotą w 10 min – sprawdziłem ;).

Naszym celem jest Tawerna. Wybór padł na mały, tradycyjny lokal, w którym na start jak zwykle serwują nam zimną wodę i chleb, a to wszystko na papierowych obrusach. Mila pani właścicielka menu ma wypisane kredą na tablicy. Niestety, odręczny grecki jest jeszcze bardziej niezrozumiały niż zwykle. Miła pani jest na to przygotowana – ma kartkę wydrukowaną z internetu z angielskimi nazwami potraw. Moja ciekawość wzbudza ryba w menu – RYBA! Proszę, żeby pani POKAZAŁA w kuchni te catfishe (w Kalambace jako rybki przyjechały krewetki ).I wszystko jasne – catfish to jak sama nazwa mówi, ryba dla kota  – male sardyneczki, które najlepiej prezentowałyby się w puszcze. Tak wiec ryba odpada. Decyzja zapadła SUWLAKI to SUWLAKI. Zamawiamy. Niestety miła właścicielka ciągle dopytuje się ile – nooo po jednym! Nie mogąc wyjaśnić nam swoich wątpliwości, przynosi nam takiego suwlaczka i… one są małe! Ja takie wciągnę najmarniej cztery.

Obiadek smakował wyśmienicie i nie był drogi. Był to najbardziej sympatyczne wspominany posiłek podczas całego naszego wyjazdu.

Zwiedzamy jeszcze miasteczko. Sklep, kawiarnia wszystko otwarte ale nikogo nie ma, nawet obsługi. Jednak gdy wchodzimy, pojawiają się właściciele odpoczywający zapewne gdzieś w cieniu.

134 178 035



166KARDAMILI

Druga wyprawa na Mani rozpoczynamy z ambitnym postanowieniem dojechania najdalej jak się da. Pierwszy przystanek Kardamili. Jak zwykle szukamy cienia dla aut. Znalazłem nawet fajne miejsce pod wysokimi drzewami ale… szybko musiałem uciekać – w górze, na gałęziach siedziało cale stado ptaków, które ćwiczyły celność swoich kuprów na karoserii mojego Terka .

Po zaparkowaniu miłe to miasteczko postanawiamy poznać przede wszystkim od … strony kulinarnej (dziwnym trafem, gdzie tylko pojedziemy, musimy zaraz coś zjeść ). W restauracyjce z widokiem na morze zamawiamy różne specjały, w tym niespotykane gdzie indziej dania z FASOLI! Niestety fasolka okazuje się dziełem zakupionym w sklepie, w dziale z puszkami.

120 142 177

165W przewodniku National Geographic jest mowa o tym, że na dziedzińcu tutejszego kościoła znajduje się grób brytyjskiego pisarza i podróżnika Bruce`a Chatwina. Obszedłem oba tutejsze kościoły i chyba pot za bardzo zalewał mi oczy, bo daj Bóg – nigdzie go nie znalazłem

Jeszcze mały spacerek do tutejszej „starówki”. Po raz pierwszy na półwyspie widzę domy wieżowe. Były to obronne domostwa wykorzystywane do walk klanowych. Im wyższe, tym lepiej ale o tym dalej…

Domy tutaj tworzą rodzaj obronnej twierdzy. Wysokie wieże ustawione jak baszty w zamku połączone murami, maja w swoim obrębie kościołek i inne niezbędne budynki. Przy każdym tabliczka z informacją, a przy wejściu kasa. Kasjer miał sjestę, wiec zwiedzanie było „gratis”.

Poniżej zdjęcia:

135

140 138 139
141 136 137

 

Kardamili to również mnóstwo sklepików z pamiątkami. Koszulki, ceramika, produkty regionalne takie jak miód, przyprawy, wina, uzo i inne. Szukamy obrazków. Najlepsze byłyby akwarelki, które dołączyłyby do innych, przywiezionych z wcześniejszych eskapad. Nie ma. I nie będzie w całej Grecji?!

169 168 167



144Dalszą podróż kierujemy do Pirgos Dirou. Po drodze niesamowite widoki powodują, że bardzo spowalniam wycieczkę, zatrzymując się często, żeby upamiętnić je na zdjęciach. Mijamy wiele miejscowości, w których pojawia się wiele domów wieżowych. Co ciekawe nowe budynki wnoszone są w podobnym stylu.

Posuwając się krętymi drogami podziwiamy niesamowite widoki. Tu właśnie czuć prawdziwy klimat Grecji. Miasteczka ze starymi kościołami, domami oraz wąskimi drogami na jedno auto. W jednej z miejscowości niesamowita sprawa – zabytkowy kościołek co 50 m!

172

170 169 147
171 145 146

 

149 148Pirgos Dirou

U celu znajdujemy małe miasteczko, w którego centrum to jeden duży bazar z pamiątkami i bardzo mili ludzie. Zanabywamy co nieco. Oczywiście obrazków brak…

Spilia Dirou

Kierujemy się na jaskinie Dirou. Początkowo zastanawialiśmy się, czy warto. W pamięci pozostaje trzygodzinna kolejka do Lazurowej Groty na Capri i TYLKO 5 minutowa satysfakcja z pobytu w niesamowitym miejscu. Jednak na dziś musimy kończyć wycieczkę ze względu na późną porę. Decydujemy się na zwiedzanie jaskini jako mile zakończenie bogatego we wrażenia dnia. Nie żałujemy…

Wejście to konieczność zakupu biletów w kwocie 12 Eu dorośli i 7 Eu dzieci.

Znajdujemy wreszcie obsługę i ruszamy do wejścia. Na początek kamizelki ratunkowe i kaski. Potem do podziemnej przystani dla łodzi. Cala trasa podzielona jest na dwa etapy. Pierwszy wodą. Jaskinia, dobrze oświetlona, pozwala na podziwianie sal i korytarzy, wypełnionych stalaktytami i stalagmitami. Woda czysta jak łza. Kaski bardzo się przydają. Bardzo łatwo uderzyć głowa w skałę. Kamizelki na szczęście nie. Potem jeszcze spacer korytarzami. Cała wycieczka trwała około 50 minut. Żadna nie była stracona!

150 151 152

153Szukamy jeszcze miejsca na spożycie kolacji. W drodze reklamy pizzerii. Zatrzymujemy się, ale nie ma nikogo z obsługi. Ale nic to. Jeden z Greków przesiadujących przy stoliku uspokaja i… dzwoni do właściciela. Dzięki jego uprzejmości mamy przepyszną pizzę!

Zatrzymujemy się jeszcze za jednym z miasteczek, żeby skorzystać z widoków i ciepłego morza. Zwiedzamy ruiny kościołka i wracamy już po zmroku do domku.

 

154 155

Gerolimenas

Trzecia wyprawa na Mani doprowadza nas do Gerolimenas. Urocze, małe to miasteczko powstało przy zatoce podobno właśnie w latach 70tych XIXw. Obecnie obfituje w restauracje przy nabrzeżu. Tam też się udajemy. Ciekawe, że tutaj pojawiają się niewidziane gdzie indziej ryby i inne owoce morza wystawione w gablotach z lodem. Nie decydujemy się – ceny są zawrotne. Tu również zobaczyć można wielkie ilości macek ośmiornic rozwieszonych na łańcuchach.

175 179 176

Następy cel to Vatheia.
188

157Z ciekawostek – duch walki pozostał w mieszkańcach do dziś. Ponieważ nie można praktykować wendety – poszkodowane są znaki – wszystkie postrzelane! Na zdjęciu obok krówka dostała z dużego kalibru, ale w użyciu bywały też mniejsze pociski.

I jeszcze szalony kierowca pikapa – niestety nie dał się wyprzedzić, a waga, którą zapomniał chyba zdjąć, kręciła prześliczne piruety.

 

Vatheia

Niewielkie to miasteczko słynie z kamiennych domów wieżowych.

180

Powstały one tu jak i w innych miejscowościach na Mani ze względów obronnych. Jeśli jedna z rodzin obraziła lub uśmierciła członka innej, biciem w kościelne dzwony ogłaszano krwawa zemstę. Uwikłane w spór klany zamykały się w wieżach. Wojny trwały całymi latami i obejmowały kolejne pokolenia. Zaopatrzenie wież nie nastręczało żadnych trudności. Kobiety nie uczestniczyły w walkach i mogły się swobodnie przemieszczać. Walkę przerywano jedynie na czas zbiorów. Wendetę kończyło jedynie całkowite zniszczenie przeciwnika lub jego pełna kapitulacja. Ostatnie takie zajścia miały miejsce we wsi Kita 1870 r. Położyła im kres dopiero interwencja greckiej armii.

Dalsza droga prowadzi nas na sam kraniec półwyspu. Przy jednej z bocznych dróg niecodzienny widok – ule z pszczołami. Niby nic dziwnego, ale są to zestawy przenośne!

322 173
181

Gonimy jeszcze nasze dzielne traktorki na szczyty wzgórz. Gdy droga się kończy, na jej krańcu znajdujemy opuszczoną wieś ze zrujnowanymi murkami granicznymi i domami, również wieżowymi.

 

Świątynia Posejdona

187

Wracamy na główny szlak prowadzący nas do Świątyni. O jej dawnej świetności świadczą nieliczne już ogromne skalne bloki, z których była zbudowana. Obecnie jednak to zaledwie jedno pomieszczenie i liczne ofiary w postaci alkoholu, oliwy i drobnych monet. Składają je chyba żeglarze ku pomyślności podroży, cumujący swoje lodzie nieopodal.

186 185 184 183

 

189Dalej drogi już nie ma. W oddali majaczy jeszcze jakiś szlak w kierunku latarni morskiej ale na piesza wycieczkę z dziećmi to za daleko a dla naszych autek jednak niebezpiecznie.

Zegnamy niesamowite widoki i rozpędźmy autka do powrotu.

Powrót

Ostatni dzień przed wyjazdem poświęcamy na odwalaniu LB (leżenie bykiem ). Trzeba naładować baterie przed powrotem. Do przebycia znowu 2500 km i droga przez pięć państw, by ucieszyć oczy znajomymi kątami w rodzinnym kraju.

Nasz plan zakłada, że nie będzie to droga prosta. Zawadzimy po drodze o Mykeny, Epidavros, Tiryns i Nafplio, Korynt, Ateny i Belgrad. Wyruszamy bardzo wcześnie rano, uprzednio pozostawiwszy w umówionym miejscu klucze i pilota bo bramy dla właściciela (nie miał wycieraczki) i w drogę!

206MYKENY

W zabytkowym tym mieście pojawiamy się już około 8.00 rano. Parking jeszcze pusty, wiec łatwo o cień. Małe śniadanko i udajemy się do pobliskich ruin. Poranne zwiedzanie ma swoje wady – światło niestety słabe do zdjęć (lwia brama i panorama w cieniu). 

Poniżej załączam opis za Wikipedią (link)

326Mykeny zostały odkryte w 1874 r. przez niemieckiego archeologa-amatora Heinricha Schliemanna (tego samego, który odnalazł ruiny Troi). Był on przekonany, że poezje Homera to nie fikcja, ale opis autentycznych miejsc i wydarzeń. Odkryte przez Schliemanna kunsztowne wyroby ze złota i wspaniała architektura grobów potwierdziły słowa Homera, że Mykeny były „miastem dobrze zbudowanym, obfitującym w złoto”.

Do cytadeli mykeńskiej (bilety po 4,50 Eu) wchodzi się przez słynną Lwią Bramę, na której wspierają się potężne mury obronne, przez późniejszych Greków, oszołomionych ich wielkością, nazwane cyklopimi. Powyżej bramy umieszczono wspaniały relief symbolizujący potęgę Myken, które w szczytowym okresie swego rozwoju przewodziły związkowi miast Argolidy (Tiryns, Argos, Asine, Hermione – obecnie Ermióni), zdominowały Peloponez i odgrywały ważną rolę w rejonie Morza Egejskiego. Kolumna ze wspartymi o nią dwiema muskularnymi lwicami była zapewne symbolem mykeńskiej rodziny królewskiej – dowodem na to jest znaleziona na terenie wykopalisk pieczęć z podobnym motywem.

204 207Po prawej stronie wewnątrz murów widać okrąg grobów szybowych A, czyli cmentarz królewski odkopany przez Schliemanna, który twierdził, że kryje on szczątki Agamemnona i jego stronników, zamordowanych po powrocie spod Troi. Potem jednak okazało się, że groby pochodzą z okresu co najmniej o trzy wieki poprzedzającego wojnę trojańską. Nie ulega wątpliwości, że są to groby królewskie, ponieważ wydobyte z nich przedmioty (obecnie wystawione w Narodowym Muzeum Archeologicznym w Atenach) należą do najbogatszych znalezisk w historii archeologii.

Według Schliemanna, rozległy budynek południowy, za kręgiem grobów, miał być pałacem Agamemnona. Obecnie za pałac królewski uważa się znacznie wspanialszą budowlę, odkrytą później w pobliżu szczytu akropolu. Została ona przebudowana w XIII w. p.n.e. i choć dziś widać jedynie zarys fundamentów, nietrudno wyobrazić sobie układ pomieszczeń w niezwykle wyszukanym, olśniewającym zespole budynków. Jak we wszystkich mykeńskich pałacach, skupiały się one wokół wielkiego dziedzińca.

214 208 205

 

Na koniec jeszcze zwiedzanie muzeum. Warto tu zajrzeć bo Mykeny to nie tylko kamienne, martwe mury ale miejsce, gdzie żyli ludzie, pozostawiając po sobie domowe drobiazgi, naczynia, zabawki, ozdoby, broń…

209 212 210
213 211

Miły pobyt z Mykenach kończymy wizytą w pobliskim sklepie z kopiami naczyń odkrytych zarówno tutaj jak i całej Grecji. Sympatyczna pani, która nas obsługuje objaśnia, że prezentowane gary wykonała osobiście na podstawie dokumentacji muzealnej (na ścianach są nawet fotki) i gwarantuje ich jakość własnoręcznym podpisem na spodzie.Oprócz kopii jest tu też sporo ceramiki użytkowej. Polecamy, ponieważ np. w Atenach podobne rzeczy będą dużoooo droższe.

215 216

 

Epidavros

223
Następnypunkt programu to antyczne miasto Epidavros wraz ze słynnym teatrem. Za miasteczkiem Ligurio trzeba uważać na drogowskazy – właściwe kierują na „Ancient Theatre of Epidavros”. Nie mylić z „Ancient Epidavros” prowadzące do nowo odkrytej antycznej miejscowości nad morzem. Na miejscu na początek ogromny parking, kasy biletowe dla turystów chcących zwiedzać ruiny (8 euro) oraz kasy z biletami na festiwal teatralny, który odbywał się tam właśnie. 

Zwiedzanie rozpoczynamy oczywiście od amfiteatru. Odkryto go 1881 r. Pochodził z IV wieku przed Chr. i miał kształt typowy dla starożytnych przybytków sztuki dramatycznej: półkolistą, nisko umieszczoną scenę, a przed nią wznoszący się kamienny półokrąg z 34 rzędami coraz wyżej umieszczonych ławek. Jednak niesamowita akustyka tego miejsca, pozwalająca w bezwietrzny dzień słyszeć szept z odległości ponad 600 metrów, od początku została uznana za fenomen i stanowiła przedmiot dociekań uczonych.
W pierwszym wieku rzymski architekt Vitruvius pisał, że wśród jego poprzedników istniała tajemnicza umiejętność budowania teatrów „przy użyciu matematyki i dźwięków instrumentów muzycznych” w taki sposób,  by wzmacniały i podkreślały dźwięki docierające do uszu słuchaczy. W czasach nowożytnych spekulowano, że efekt pochodził może nie tyle od amfiteatru, ile od samych aktorów i tajemnica polegała na specyficznym sposobie mówienia i recytacji, ewentualnie, że maski aktorów działały jak rezonatory wzmacniające dźwięk.
Jednak zdaniem NikoDeclercq i Cindy Dekeyser z Georgia Institute of Technology w Atlancie, kluczem była sama architektura amfiteatru. […] Umieszczone schodkowo rzędy kamiennych siedzisk funkcjonowały jak filtr akustyczny, odcinając dźwięki o niskiej częstotliwości, poniżej 500 herców. Tymczasem większość zakłóceń, jakie mogły przeszkadzać widzom, to właśnie dźwięki niskiej częstotliwości: mamrotanie widowni, szum drzew. I właśnie te dźwięki wyciszała konstrukcja teatru, podczas gdy wysokie dźwięki, wyraźne i głośne, pozbawione zniekształceń i szumów, mogły być słyszane doskonale. […]  za Gazeta Polska”, Nr 15 (716), 11. 04. 2007, s. 18/

220 222 221

 

Epidavros to nie tylko teatr. Znajdowało się tutaj najważniejsze obok Kos sanktuarium boga medycyny Asklepiosa. W jego skład wchodziły świątynie, szpital, pensjonaty, łaźnie ale także stadion, gimnazjon i palestra. Stosowano tu najrozmaitsze metody leczenia – od zabiegów chirurgicznych, balneologii i dietetyki, poprzez sport, aż wreszcie magię i psychoterapię.

W pobliżu teatru polecam zajrzeć do muzeum, w którym zgromadzono znaleziska archeologiczne takie jak narzędzia chirurgiczne, gipsowe modele rzeźb (oryginały w Atenach) czy detale rzeźbiarskie ze świątyń Asklepiosa i Artemidy. 

224 226 225

 

Spacerem przechodzimy po ruinach. Zadziwia ogrom budynków, martwi, że niewiele z nich zostało. Jednak Grecy „odbudowują” ruiny (widać to po „białych” wstawkach). Będzie pretekst, żeby przyjechać tu za parę lat i zobaczyć to antyczne miasto na nowo . 

227 228 229

230Na zakończenie uskuteczniamy obiadek. Dziecię nasze nie katujemy kuchnia grecką. Dostaje uczciwą, pyszna pizze. Ja chce spróbować jeszcze czegoś miejscowego. Tym razem Saganaki. Jak się okazuje jest to smażony plaster sera – bardzo smaczny!

Posiłek przygotowywał nam miły Grek – właściciel lokalu. Początkowo miałem obiekcje – on sam w kuchni – jedzonko odgrzeje z mikrofali! Jednak przyjemnie nas zaskoczył – wszystko było pyszne i świeże!

Tiryns

Następny punkt programu to twierdza w Tiryns. Jak podają przewodniki, kiedyś znajdowała się nad morzem. Jednak linia brzegowa przesunęła się i do morza stad daleko. Kupujemy bilety i w południowym skwarze zwiedzamy. Najlepiej zachowały się cyklopowe mury obronne cytadeli (ok. 20 tys. m2 powierzchni) z bastionami i komorami połączonymi galerią, krytą pozornym sklepieniem. Wejście główne, usytuowane na wschodzie, prowadziło drogą przez dwie warowne bramy i ozdobne propyleje na obszerny dziedziniec. Łączył się on kolejnymi propylejami z dziedzińcem pałacu, otoczonym z 3 stron portykiem kolumnowym. Wewnątrz znajdował się ołtarz i obszerny megaron (bogato dekorowane wnętrze: malowana posadzka, malowidła ścienne). W sąsiedztwie pałacu odkryto pomieszczenia gospodarcze (wielka cysterna na wodę) i mieszkalne.

Historia twierdzy w skrócie 

  • zasiedlona już w III tysiącleciu p.n.e. 
  • podbita przez Achajów w II tysiącleciu p.n.e. XIV-XIII w. p.n.e. jeden z głównych ośrodków kultury mykeńskiej (kultura egejska). 
  • Ok. 1100 p.n.e. zdobyty przez Dorów. 
  • Ludność achajska utrzymała się w mieście do ok. 470 p.n.e., do czasu zdobycia i zniszczenia Tyryns przez Argos.
218 219 217

Nafplion

Nafplion (Náfplio), znany także jako Nauplio(n) lub Nauplia, to wyjątek pośród greckich miast. Odznacza się pięknym położeniem i dostojną, nieco staroświecką elegancją – pozostałością po czasach, kiedy było stolicą młodej, niepodległej Grecji.

232

Rząd rezydował w Nafplionie w latach 1829-1834. To tutaj z rąk zamachowców manijskich zginął pierwszy prezydent, Kapodistrias, tutaj też znajdowała się w latach 1833-1834 pierwsza rezydencja bawarskiego księcia Ottona, pierwszego króla Grecji, który objął tron z namaszczenia europejskich mocarstw.

Od lat 80. panuje tu coraz większy ruch. Do miasta przybywają wciąż liczniejsze rzesze turystów, co znajduje odbicie w cenach noclegów i posiłków, niekiedy przewyższających nawet ceny w Atenach. Nadal jednak Nafplion pozostaje najatrakcyjniejszą bazą wypadową do wycieczek po Argolidzie, znakomicie nadaje się też na miejsce wypoczynku nad morzem.

W Nafplionie przyjemnością samą w sobie jest spacer w okolicach przystani, skalistych plaż i – jeżeli ktoś ma jeszcze siły – zwiedzanie dwóch wielkich fortec na cyplu: Palamídi i Akronafplía. W mieście znajdują się najlepsze restauracje i sklepy na wschodnim Peloponezie, oraz wiele udogodnień, m.in. wypożyczalnia samochodów. W okresie letnim wodoloty kursują wzdłuż wybrzeża do Monemvassíi, a także na wschód, na Wyspy Sarońskie

231

Na nabrzeżu tego miłego miasta kontemplując widoki, stwierdziłem, że silnik mojego auta dziwnie pracuje. Niedobrze. Marka HYUNDAI jest tu dobrze znana, ale TERRACANA nie widziałem żadnego. Jeśli nawet znajdę warsztat, czy będą mieli cześci?

Zostawiamy Nafplion, rezygnujemy z Koryntu i jedziemy do Aten – tam podejmiemy decyzję, co dalej.

256ATENY
Jak wyglądają Ateny na co dzień? Przeczytajcie, jak opisuje miasto chłopak mieszkający tam na stałe przewodnik.onet.pl/forum.html)
Przybywamy do miasta późnym wieczorem. Autko dopyrkotało się jednak, co dodaje optymizmu. Przejeżdżamy przez środek miasta. Właściwie nabyłem wcześniej mapkę, ale zorientowanie się w tym, gdzie jesteśmy jest bardzo trudne. Błądzimy w bardzo dobrym kierunku, ponieważ w pewnym momencie widać Akropol. Podążamy dalej, szukając hotelu. Znajdujemy go na obrzeżach w pobliżu centrum olimpijskiego. 

Rano mamy chwile czasu na zwiedzanie. Staramy się zabłądzić jak poprzedniego dnia w pobliże Akropolu, ale nie udaje się. Błądzimy w gąszczu małych, jednokierunkowych uliczek. Wreszcie docieramy do centrum i szukamy parkingu. W pobliżu bazaru jest podziemny. Koszt spory bo 9 euro pierwsza godzina i 1 euro każda następna, ale lepiej tak, niż błąkać się nie wiadomo jak długo, a czasu przecież mamy niewiele. 

235234Bazar – szukając greckich klimatów, spacerujemy po targowisku (mnóstwo owoców i warzyw) i zgalądamy na tutejszy bazar. Najciekawiej jest chyba na centralnym targu mięsa i owoców morza na rogu Athinás i Evripídou. W zabytkowym budynku z XIX w., pośród połci mięsa oraz stosów serc, wątróbek i zwierzęcych uszu, nie ma miejsca dla słabych duchem. W środkowej części hali działa targ rybny pełen skrzących się wszystkimi kolorami owoców morza wyłożonych na marmurowych blatach. Nieco dalej na zachód ciągnie się prowizoryczny targ owocowo-warzywny; stragany pod gołym niebem otaczają tutaj wstrzymane chwilowo wykopaliska archeologiczne. W przyległych uliczkach urzędują sprzedawcy wszelakiego jadła, kręcący się pomiędzy workami z grochem i fasolą, solonymi rybami, beczułkami z oliwą i wielkimi kręgami sera.

254 237 236 233

PLAKA – ze swymi alejami i schodami zbudowanymi według planów tureckich, to dzielnica idealna na spacery w ciągu dnia, zwłaszcza odkąd stworzono w niej strefę ruchu pieszego, a samochody nie mają tu wstępu z wyjątkiem kilku głównych ulic. Oprócz licznych zabytków z czasów rzymskich i osobliwych, bardzo interesujących muzeów, zachowały się tu ślady egzotycznej przeszłości kontrastujące z betonową rzeczywistością metropolii. Warto też, jeśli czas pozwoli, odwiedzić w niedzielny ranek pchli targ wokół placu Monastiráki.

255

256 245 238 239

 

Obszar dzielnicy obejmującej Síndagmę, Odós Ermou i Akropol pokrywa się z grubsza z obszarem Aten z początków XIX w., sprzed odzyskania niepodległości przez Grecję. Im dalej od Síndagmy, tym więcej pojawia się przy wąskich, krętych uliczkach, XIX-wiecznych budynków w stylu neoklasycystycznym. Na Plákę warto wybrać się zamkniętą dla samochodów Odós Kidathinéon, która rozpoczyna się w pobliżu kościołów: anglikańskiego i rosyjskiego przy Odós Filellínon, na południe od Síndagmy. Uliczka łagodnie opada obok Muzeum Greckiej Sztuki Ludowej, przez zielony skwer z jedną z nielicznych ocalałych zabytkowych kafejek na rogu, i dalej, przez zapchaną kawiarniami Plákę do ulicy Hadriana, Odós Adrianoú, która przecina niemal całą Plákę od Łuku Hadriana do Tezejonu.

 

Akropol

Obecnie, tak jak i w przeszłości, na Akropol wejść można tylko od jednej strony: z tarasu nad agorą. Tędy w czasach antycznych prowadziła stroma Droga Panatenajska (Święta Droga). Wejście na wzgórze stanowi masywna, monumentalna podwójna brama, zwana Propylejami. Współczesny szlak jest łagodniejszy, biegnie zakosami przez bramę rzymską (tzw. Bramę Beuliego), wzniesioną w III w. n.e.

Akropolis

Kupujemy bilety, koszt: 12 euro, W drodze wypiliśmy już 1,5 l wody. Na szczęście za kasami jest kranik, z którego płynie filtrowana woda do picia. Nalewamy 1,5 l na drogę. Powoli wspinamy się na górę. 

Co warto zobaczyć ? Opis poniżej.

Teatr Dionizosa – budowę Teatru Dionizosa rozpoczęto w V w. p.n.e., a ukończono ostatecznie w IV w. p.n.e. To właśnie tu odbywały się prapremiery dramatów Sofoklesa, Ajschylosa, Eurypidesa czy Arystofanesa.Obecnie teatr nie robi już tak dużego wrażenia (ławy są w połowie zniszczone a między nimi rośnie trawa), ale w naszej wyobraźni wciąż możemy zobaczyć jeden z największych teatrów starożytnej Grecji, w którym zgromadzonych jest 17 000 widzów. 

240 241 242

243Odeon Herodesa Attyka – Nazwa Odeonu pochodzi od nazwiska bogatego Ateńczyka, Herodesa Attyka, sławnego mówcy i nauczyciela Marka Aureliusza.To właśnie on ufundował tą budowlę w darze dla swojego ukochanego miasta w II w n.e.
Budynek odeonu łączy w sobie cechy teatru greckiego i rzymskiego. Jego plan przypomina teatry greckie, natomiast wysoka, ozdobiona łukami i niszami fasada jest charakterystyczna dla teatrów rzymskich. Trzydzieści dwa rzędy siedzeń tworzą widownię dla pięciu tysięcy widzów, wznoszącą się pionowo na stoku Akropolu; W latach 1848-58 odeon był poddany renowacji, po tym jak Turcy przerobili go na warowny fort. Na nowo wyłożono marmurem ławy dla widzów oraz uzupełniono zniszczone łuki górnych pięter fasady. Obecnie można śmiało stwierdzić, że jest on najlepiej zachowanym teatrem starożytnym i bywa często wykorzystywany zgodnie ze swoim pierwotnym przeznaczeniem

Propyleje (Propylae)

Na Akropol wchodzimy przez Propyleje. Zostały one zbudowane w latach 437-432 p.n.e. przez Mnesiklesa, jednego z twórców Partenonu, jako swoista przeciwwaga dla świątyni.  W czasach starożytnych ściany tego pomieszczenia ozdobione były licznymi obrazami – tu bowiem znajdowała się słynna Pinakoteka, pierwsza na świecie galeria malarstwa.

244Partenon (Panthenon)

Partenon, największa i wciąż najświetniejsza budowla Akropolu, powstała w ciągu zaledwie 15 lat od 447 do 432 r. p.n.e. Z oddali wydaje się, że stoi on bezpośrednio na skale. W miarę zbliżania się budowla wyrasta coraz wyżej i wyżej na swej wielostopniowej podstawie, potężnieje, staje się coraz bardziej majestatyczna i okazała. Mimo, że Partenon nie ma dziś dachu, ścian wewnętrznej celli oraz barwnych malowideł belkowania i szczytu, mimo że obecny wygląd odbiega od swej antycznej wspaniałości, lekkości, elegancja i niemal wzorowa harmonia budynku oddziałują dziś tak samo jak kiedyś.
Tak naprawdę Partenon nie był prawdziwą świątynią. Nigdy nie stał przed nim ołtarz ofiarny a 12-metrowy posąg Ateny, zrobiony ze złota i kości słoniowej stojący wewnątrz kolumnady Partenonu, stanowił bardziej reprezentacyjny obiekt sztuki oraz lokatę pieniędzy. Partenon pełnił przede wszystkim rolę skarbca. W oddzielnym pomieszczeniu, zwanym opistodomosem, znajdował się skarb państwowy zgromadzony przez Związek Morski. Rok rocznie z całej Grecji w formie podatku do Aten spływało 11 ton srebra. Na sam Partenon i posąg Ateny potrzebne było 20 ton srebra. Gdyby mieszkańcy Aten nie mieli ambicji wzniesienia świątyni, której nawet dach był z czystego marmuru, i wystawienia najcenniejszego posągu w całej Grecji, Partenon nie byłby zapewne takim arcydziełem. Budowlą tą Ateńczycy chcieli także zaznaczyć dominującą pozycję swojej nauki i techniki w Helladzie. I to było dla nich głównym bodźcem do tak wielkiego dokonania w zakresie nauki, architektury i rzemiosła

Erechtejon – ostatnie wielkie dzieło ukończone przez Peryklesa. Znajduje się on na północ od Partenonu, a zbudowane zostało na miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się dawna świątynia, która powstała na ruinach dawnego mykeńskiego pałacu. To tutaj, w symbolicznym pojednaniu, czczono równocześnie Atenę i innych patronów miasta, Posejdona i Erechteusa. W miejscu tym, według mitologii, Atena i Posejdon spierali się o prawo do władania nad Attyką.

UWAGI

  • Latem Ateny to bardzo gorące miasto. Na szczęście zarówno u podnóża Akropolu jak i obok Partenonu sa punkty czerpania wody pitnej.
  • Karnet na zwiedzanie ma sześć kuponów upowazniających do zwiedzania Akropolu, Agory Greckiej, Agory rzymskiej, Teatru Dionizosa, Światyni Zeusa, Keramikos – antycznej nekropolii.
  • Na teren wykopalisk nie mozna wnosic plecakow (przechowalnia), ani jedzenia czy napojów typu coca-cola.

 

Wracamy ta sama drogą – przez Plake. Po zwiedzaniu można nabyć pamiątki w licznych tutejszych sklepikach. Uwaga – nie należy od razu płacić podanej ceny. Sprzedawcy bardzo chętnie ją obniżą po malej negocjacji. Po większej – obniżą bardzo. Tutaj nabywamy pamiątkowe obrazki, niestety nie akwarelki lecz olej. Nie są to arcydzieła, lecz zwykła radosna twórczość dla turystów, głównie widoczki z wysp. Na Place jest wszystko ale mnie zainteresował sklepik z odlewami z brązu. Hełm prezentowany na zdjęciu obok był bardzo niewygodni i ciężki. Nie mówiąc o cenie 500 euro .

253 252 250 249

 

247248Podczas spaceru zanabywamy dla syna lody. Okazuje się, że pracuje tu sympatyczna Polka. Dziewczyna właśnie przyjechała do matki na stałe. Od września – do greckiej szkoły, a w wakacje – dorywczo w restauracji. 

Jeszcze obiadek w jednej z restauracji. Naganiacz, który namawiał nas do zatrzymania się w jego lokalu, ujął nas swoja serdecznością i gablotą w wystawionymi potrawami, dzięki której wiadomo, co zamówić. Dziś będzie FASOLA. Pyszna, inaczej niż w Kardamili – smaczna i na pewno nie z puszki.

257
Uciekamy z miasta. Dziś mamy dotrzeć jeszcze w okolice Olimpu. Zobaczymy jak auto – jak da rade wjedziemy (na sam szczyt prowadzi droga). Po drodze popatrzymy jeszcze na Świątynie Hefajstosa. Poświęcona patronowi kowali i odlewników, była prawdopodobnie wybudowana w tym samym czasie, co Partenon, a zachowała się jednak dużo lepiej. 

Droga przez miasto to męka. Nie ma żadnego znaku na wylot!!! Mamy planik miasta, ale co z tego – co wymyślę trasę, to okazuje się, że nie można tak jechać, bo albo jest zakaz skrętu, albo jednokierunkowa. Nawet jak już znajdujemy drogowskazy, są niejednoznaczne. Z radością opuszczamy miasto.

258
Pędzimy w Kierunku Olimpu. Naszym celem jest miasteczko Litochoron, o którym przewodnik National Geographic pisze, że jest świetnym punktem wypadowym do zwiedzania okolicy. Docieramy późno w nocy i kłopot. Hoteli jest tu mnóstwo. Na samym rynku cztery. Jednak… dziś mamy sobotę. Nigdzie nie ma miejsc. Nie ma gdzie postawić auta, nawet wszystkie miejsca w restauracjach są zajęte!

Tragedia. Pędzimy do Katerini. To większe miasto, wiec może i łatwiej znaleźć lokum? na miejscu okazuje się, że nie mamy racji. Ponadto, żadnej tablicy jak wrócić na autostradę, no tragedia i to jeszcze tak późno. Na ślepo znajduje wyjazd i… obok hotel. Lokujemy się z ulgą.

Rano nie chce nadwyrężać auta i omijamy jednak Olimp, kierując się najkrótsza droga do domu.

 

272

MACEDONIA

O drodze wspomniałem już przy opisie trasy do Grecji, wiec tym razem tylko ciekawostki.

Droga powrotna biegnie autostradą o bardzo starej nawierzchni. Pełno w niej dziur i trzęsie. Przejazd przez granice grecko-macedońską bezproblemowy. Oplata za autostradę – 3 bramki po 1 euro. W drodze do Grecji w jednym z punktów zażądano opłaty w wysokości 2 euro i zamiast kwitu dostaliśmy RESZTĘ 10 dinarów w postaci śmiesznego banknotu z ptaszkiem .

 

271Jeśli znuży was droga, warto zatrzymać się w ruinach miasta STOBI. Widać je z autostrady, więc nie sposób go przeoczyć. Przyjemnym aspektem zwiedzania ruin (prace archeologiczne ciągle tu trwają) jest spokój i brak ludzi (w porównaniu a Akropolem – raj). W kasie (stary kiosk) miły pan, który za zwiedzanie podaje cenę umowną, my płaciliśmy 7 euro za wszystkich, mój brat dzień wcześniej 3,5. O bilecie oczywiście można zapomnieć. 

 

O Stobi (link)

270„Nazwa tego miasta pierwszy raz pojawia się w roku 197, jakkolwiek jego początki są datowane 400 lat wcześniej. Środkowa część Stobi tworzy wczesnochrześcijański kompleks budowli religijnych z IV-VI w n.e.. Ze starego antycznego miasta zachował się teatr z II wieku, przepiękne gmachy z fontannami i mozaikami, jak też mozaiki i freski na ścianach, co świadczy o tym, ze Stobi przetrwało 300-400 lat n.e. Przepiękne są rezydencje bogatych mieszkańców Stobi: Partenij, gdzie przebywał car Teodozjusz (388 r.), Peristerij i in. Rzadkim pomnikiem architektonicznym w Stobi jest bazylika biskupa Filipa. Reprezentatywne są Centralna i Północna bazylika, jak tez dwie bazyliki poza miastem, znajdujące się przy skraju cmentarza miejskiego. Łącznie w Stobi zostało odkrytych 18 mozaik podłogowych, przedstawiających zwierzęta, wykonane we wspaniałej zielonej, niebieskiej, czasem nawet czerwonej kolorystyce. Najstarsze antyczne mozaiki zostały odkryte właśnie w Stobi, w starej bazylice biskupiej, z monogramami Chrystusa.”

261

263 262 264
265 266 269

267

Po zwiedzaniu można zajrzeć do sklepiku i restauracji przy wejściu. Tutaj: duży wybór win.

SERBIA

273

Granica z Macedonia nie nastręczała problemu. Kolejka niewielka, kontrola zamyka się w zerknięciu w paszporty. Po paszportach jest jeszcze kontrola celna. Celnicy tak miło sobie rozmawiali, że nie zatrzymałem się do sprawdzenia. To był błąd. Pani celnik krzykiem poleciła się cofnąć. Przeprosiłem i powiedziałem po polsku, ze przecież nie było nikogo do kontroli (mili państwo siedzieli i gadali nieopodal). Ponieważ nasze słowiańskie języki są podobne, miła pani zrozumiała i obruszyła się po serbsku, że przecież ONI tu są . Na szczęście żarty żartami i dalej nie było problemów poza pokazaniem okładek już sprawdzonych wcześniej paszportów.

Przed Belgradem pojawiają się całe tłumy Turków jadących do domów w Niemczech, Holandii i Francji. Na jednym z parkingów, gdzie zatrzymaliśmy się na obiad, pod każdym drzewem rozkładała się duża rodzinka. W restauracji mieliśmy do wyboru menu tureckie i serbskie. Tureckie było lepsze, ponieważ zawierało też opis dań po serbsku, co mniej więcej można było zrozumieć.

279

285Na nocleg wybieramy Belgrad. Ponieważ dwa dni wcześniej drogę przetarł mój brat (wracał wcześniej z tylko jednym noclegiem właśnie w Belgradzie) było nam łatwiej. W hotelu dostaliśmy mapkę (taka dla turystów z reklamami), wiec gdy zdecydowaliśmy się na wypad, wiedzieliśmy gdzie i jak się poruszać. Spotkani Polacy w drodze na wakacje posługując się, nawigacją mieli z tym problem (brak planu miasta). Jednak co prawdziwa mapa to mapa .

Belgrad to bardzo smutne miasto. Za dnia widać, że wszystkie budynki są jakieś szare, „okopcone”? Z autostrady widać ładna panoramkę z która kontrastują slumsy po drugiej stronie rzeki.
Za to wieczorem – to zupełnie inna sprawa. Zabytki podświetlone, mnóstwo ludzi, temperatura 30°. 
Na początek wybieram się na spacer sam – na zakupy. Jednak mamy niedziele i wszystko jest zamknięte. Postanawiamy wybrać się do centrum już samochodem – całą rodzinką. Jest świetnie. W centrum skusił nas tutejszy McDonald’s. Po raz pierwszy widziałem BIG MACA z CZTERECH kotletów . Zakupy uskuteczniam w jednym ze sklepików – coś a la nasza Zielona Żabka. Place w dinarach wymienionych wcześniej w hotelu.
Około 22.00 wracamy do hotelu.

276 277 278
280 281 286
282 283 284

       

 

Rano wyruszamy w kierunku Węgier. Droga mija gładko. Jednak widać, że choć to dalej Bałkany, to jednak już nie Grecja. Przede wszystkim jest dużo zieleni i rzeki (w Grecji tylko puste koryta). No i zniknęły pikapy. Zamiast nich pojawiają się przyczepki.

GRANICA 

287W poniedziałek jest tu znikomy ruch. Po serbskiej stronie odprawa prosta jak zwykle. Po węgierskiej nie jest już tak łatwo. Każde auto jest kontrolowane dokładniej, z wybebeszaniem bagaży. Za przejściem trzeba wykupić winietę na autostrady. Minimalna opłata jest wyższa, niż gdy jechaliśmy do Grecji i wynosi tym razem 8 euro za 4 dni.

Dalsza droga to ciągła jazda po autostradach (wybieramy opcje drogi przez Bratysławie). Przed Belgradem trzeba zatankować. Zapłaciłem w euro ale słooono – 100 euro za 60 litrów ON. Po wyjeździe ze stacji benzynowej okazało się ze ruch jest zatrzymany – właśnie podjechał dźwig, by wyciągnąć pechowego tira z krzaków. Dla nas to kolejna godzinka w korku .

289Autostrady węgierskie są bardzo porządne. Nowe, gładkie i po płaskim co po pobycie w górzystej Grecji możemy właściwie docenić.

Dalsza droga to monotonne przemieszczanie się po autostradach. Za Bratysławą dobra droga się kończy, chociaż to nadal ekspresówka. Kierujemy się na Zwardoń. Nie polecamy tej drogi. No może za dwa, trzy lata gdy skończą budowę porządnej drogi. Obecnie jest to kluczenie wąskimi asfaltami po wsiach. Lepiej wiec udać się na Cieszyn. Stamtąd do Bielska-Białej jest już nowa, szeroka droga. Pierwszy postój robimy pod Bielskiem. Temperatura spadła do 14°. A jeszcze wczoraj wieczorem w Belgradzie było 30°!

Do domu docieramy około północy po 15 godzinach jazdy.

I to na tyle

Czytaj dalej…